18 lipca 2016

Do you know why people like violence? It is because it feels good.


jour
Podciągając rękawy starego swetra, zauważa małą dziurę przy lewym ściągaczu. Sięga do kieszeni po różdżkę i w tym samym momencie uświadamia sobie, że zapomniał rano pobiec po nią do gabinetu nauczyciela. Przypatrujesz mu się z lekkim uśmiechem na ustach, gdy kręci głową, kompletnie zrezygnowany. Pyta się, czy może pożyczyć pióro, bo jak się okazuje kilka sekund później, jego też tego dnia nie zabrał. O atramencie natomiast pamiętał, co wychodzi na jaw, gdy wyciąga ze skórzanej torby plik papierów całych zamazanych czarnym tuszem. Tym razem oboje wybuchacie śmiechem. Kończycie pisać wypracowanie dwie godziny później. Wstajecie od stołu i wychodzicie z Wielkiej Sali, rozmawiając o praktycznym teście z zaklęć, który ma się odbyć jutro, a potem żegnacie się — Ty zostajesz na korytarzu, a on schodzi na dół, do lochów, jak zresztą zwykle o tej porze dnia. 
Étienne Lévesque
Wypowiadasz jego imię. Odwraca się powoli, po czym patrzy w Twoje oczy nieobecnym wzrokiem, na jego ustach pojawia się niewyraźny uśmiech. Zauważasz z ulgą, że nie ma przy sobie różdżki, więc wyciągasz powoli rękę w jego stronę i poklepujesz go delikatnie po ramieniu. Chłopak odtrąca Twoją dłoń, a potem prostuje się i z całej siły popycha Cię na zimną, kamienną ścianę, krzycząc głośno w języku, którego nie rozumiesz. Cudem unikasz kolejnych ciosów. W końcu wyswobadzasz się z uścisku i uciekasz korytarzem prowadzącym do schodów, by jak najszybciej zniknąć chłopakowi z pola widzenia. Zatrzymujesz się dopiero, gdy zamykają się za Tobą drzwi prowadzące do dormitorium. Wiesz, że dyrektor musi zostać powiadomiony, ale za bardzo przeraża Cię wizja ponownego spaceru w ciemnościach. Wracasz do swojej sypialni i po jakimś czasie zasypiasz. Gdy następnego dnia Étienne za wszelką cenę Cię unika, a potem zbywa chamskim komentarzem, nie masz wątpliwość, iż inni mieli rację: ten chłopak nie jest wart niczyjego zachodu.
nuit


"Sundowning" albo "sundown syndrome" — tak został zdiagnozowany Lévesque, gdy w wieku pięciu lat pracownica sierocińca zaprowadziła go do szpitala. Niemal od razu, bo już drugiego dnia, umieszczono go w ośrodku dla obłąkanych.
Przypadek chłopaka uznano za wyjątkowy, bowiem dotknęła go choroba, która pojawia się u osób starych, najczęściej cierpiących na Alzhaimera. Każdy normalny człowiek nazwałby to lunatykowaniem, niemniej jednak schorzenie Étienne nie polega tylko na tym, iż chodzi on po nocach po zamku — wraz z każdym "przebudzeniem się" zyskuje zupełnie inny charakter, jest nieobliczalny, a co najgorsze, kompletnie nad sobą nie panuje.
Nie wie, że śni — nie wie, że nie śni.
Jego moce magiczne ujawniły się, gdy skończył dziewięć lat. Budynek kliniki stanął w płomieniach którejś z nocy, kiedy z chłopakiem było naprawdę źle — na szczęście straż zareagowała szybko, a i pielęgniarkom udało się go w porę obudzić. Od tamtego wydarzenia zainteresowało się nim Ministerstwo Magii. Młody Étienne został przeniesiony do szpitala św. Munga, ale już dwa lata później za pozwoleniem dyrektora przeniósł się do Hogwartu.
By normalnie funkcjonować, codziennie oddaje różdżkę opiekunowi domu, a nauczyciel, który aktualnie odbywa dyżur, zamyka jego komnatę i otwiera ją punktualnie o szóstej nad ranem. W pokoju nie znajduje się nic poza szafką na książki i łóżkiem.
Geniusz, osiąga wybitne wyniki niemal ze wszystkich przedmiotów. Inteligentny, niesamowicie chaotyczny. Gadatliwy, choć nikomu tego nie okazuje.
Ludzie trzymają się od niego z daleka, po prawdzie odrobinę się go obawiają. Rzadko udaje się natomiast komukolwiek ujrzeć Lévesque po zajęciach, bo chłopak spędza większość czasu w lochach, w sali od eliksirów, gdzie próbuje dopracować miksturę uleczającą jego chorobę — jej prototyp, Elisabeth, jak ją nazwał, stosuje już od kilku lat. Hamuje ona dalszy rozwój jego schorzenia. Stworzył ją mając trzynaście lat.

LAT SIEDEMNAŚCIE, KLASA VII, RAVENCLAW
FLAMEL, KOT BEZ ŁAPY, ACZ Z ROZUMEM


Witam się (kolejny raz już) po długiej przerwie! 
Do pana Lévesque możecie się bez obaw zwracać Ethan — zresztą, tak też przedstawia się większości osób, które poznaje. 
Chodźcie do mnie wszyscy, ukochamy Was, tylko się nie bójcie <3

wszystkie powiązane ze mną wpisy znajdziesz pod etykietą coup d'état

20 komentarzy:

  1. [No to wpisz sobie tam u góry, Avalon. I daj mi znać co robimy <3]

    Avka

    OdpowiedzUsuń
  2. [JA JUŻ ZAKLEPAŁAM GO, O!]

    Roxanne

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć, czołem, super, że jesteś u nas z powrotem! Pomijając fakt, że Eddiego kocham całym swoim upośledzonym serduszkiem, to podziwiam za tak wykreowaną postać, naprawdę! Jak chcesz dużo to chodź do nas, jak chcesz dziwnie to też do nas, jak chcesz fajnie to też do nas, a jak trudno, skomplikowanie i zawile to... też do nas c:]

    Lu Wood/Ethel Covel

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wisisz mi wątek, więc wiesz co robić, coup ;>]

    Arsellus Langhorne/Deucent Faradyne/Vane Pollock

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć. Ja się trochę boję, ale tak nieśmiało zaproponuję wątek. :c]

    Jemma/Molly/Maxine/Declan

    OdpowiedzUsuń
  6. [A więc ja i Chaerin witamy pana, a ponieważ Autorka jest zdolną pisarką w kwesti notek, czekamy na jakąś związaną z kolejną postacią :P Wiem, jestem wstrętnym leniem, który liczy, że inni coś napiszą, a sama nie piszę nic, swoje wyobrażenia na temat perypetii bohaterów, trzymając dla siebie xD A tak serio, życzę mnóstwa zabawy i ciekawych wątków kolejnym, ciekawym bohaterem :)]

    Park Chaerin

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama nie wiedziała, jak to się stało. Pędziła na spotkanie z koleżanką, z którą miała pisać wypracowanie na wróżbiarstwo. Musiała zagapić się gdzieś w bok, jak to miała w zwyczaju. Nie zauważyła schowanego za wielkim stosem papierów chłopaka, który najwyraźniej prowadził niesamowicie dużo notatek, bo gdy tylko upadła twardo na cztery litery, kartki posypały się dosłownie wszędzie. Siedziała po turecku na podłodze, nie do końca wiedząc, co ma powiedzieć, i obserwując, jak nieznajomy zbiera każdą kartkę z osobna, starannie składając swój stosik od nowa. Étienne, zabrzmiało jej w głowie. Uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając na niego i poprawiając kilka niesfornych kosmyków kręconych włosów, które opadły jej na twarz, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie.
    – Roxanne – odparła, kierując spojrzenie ciemnych oczu na notatki pokrywające podłogę.
    Nie zdążyła przeczytać wiele. Jedynie coś o eliksirze, kilka razy wymienione imię Elisabeth. W jej młodej gryfońskiej główce zaczynały tworzyć się rozmaite historie na temat tego, czym też zajmował się nowopoznany Krukon.
    I sama nie wiedziała, czy prawda, którą odkryła po kilku tygodniach, jej się podobała. A jednak coś kazało jej trwać przy Krukonie i razem z nim badać jego dziwną przypadłość. Trzeba było jednak przyznać, że chłopak był o niej o wiele bardziej inteligentny, więc często nie nadążała nad tym, co robił. Starała się czytać wszystkie jego zapiski, każde małe odkrycie. Starała się rozbierać jego umysł na kawałki, próbowała przełożyć jego język na swój własny. Aż w końcu usiłowała mu pomóc i zaakceptować fakt, że kiedyś może napotkać na zupełnie inną osobę umieszczoną w jego skórze.

    Odkąd matka Roxanne pożegnała się ze światem, z Weasleyówną było znacznie gorzej. Starała się utrzymywać pogodny nastrój i dalej tryskać energią. Biegała na treningi quidditcha i ze wszystkich sił próbowała skupić się na zajęciach oraz obowiązkach. A jednak noce przynosiły ze sobą morze łez i niechciany ciężar w okolicy klatki piersiowej, który zdawał się miażdżyć ją od środka. Chciała być silna jak mama, a jednak po ponad dwóch tygodniach złamała się i zaczęła dość regularnie chodzić do gabinetu Freda, aby móc spokojnie zasnąć.
    W zamczysku było wyjątkowo zimno, jakby jesień wtargnęła nawet między grube mury Hogwartu. Wzdrygnęła się lekko, pokonując korytarze jedynie w cienkiej piżamie, którą miała na sobie. Mogła wziąć sweter, jednak jakoś o tym nie pomyślała. Chciała znaleźć się obok brata tak szybko, jak tylko mogła, aby poczuć czyjekolwiek ciepło i móc zapaść w sen. Nagle dobiegł ją dźwięk kroków, zbliżających się, szybkich, męskich kroków. Wciąż pogłębiona w nocnym marazmie nawet nie zauważyła, kiedy upadła na zimną podłogę – dopiero to wyrwało ją z zamyślenia.
    Spojrzała w górę. Zdyszany Étienne stał nad nią, oddychając ciężko i oglądając się za siebie. Znów siedziała na podłodze zamku, patrząc w twarz Krukona. Tym razem jednak czuła dziwny niepokój, który zastąpił pustkę obecną w jej sercu jeszcze kilka minut temu.
    – Étienne? – spytała niewyraźnie. – Co ty robisz?
    Nie usłyszała jednak odpowiedzi, bo chłopak bez ostrzeżenia złapał ją za rękę i poderwał z ziemi, bełkocząc coś o prześladowcy i o tym, że goni go ktoś niesamowicie niebezpieczny. Roxanne wciągnęła powietrze w płuca, obróciwszy się za siebie. Nie zobaczyła w ciemnościach żadnej oznaki czyjejś obecności, ale nie zdążyła wyjaśnić tego Étienne, który pociągnął ją za sobą, zaciskając palce na jej dłoni, i pognał dalej korytarzem, zmuszając ją do ucieczki. Nie rozumiała, co się dzieje.

    Roxanne

    OdpowiedzUsuń
  8. [Biorę! Wymyślasz~ ♥]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Siedzi w lochach, tak? Mogę zacząć? ]

    Delilah

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Jeszzce mam jeedno pytanko... Jest jakakolwiek możliwość dostania się do lochów czy niezbyt? :>]

    Delilah

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Okej, załóżmy, że odniesiemy się do tego, że siedzi w sali eliksirów. Jeśli coś jest niedopracowane albo świecę gdzieś swoją średnią wiedzą o HP to proszę, zwróć mi uwagę :>]

    Delilah nie miała zbyt dużo do roboty przez większość dnia. Klub pojedynków okazał się miłą odskocznią, jednak chyba nie uwielbiała magii tak bardzo, żeby cholera stanąć w pojedynku. Właściwie była wręcz wdzięczna, że mogła zacząć pojedynki dopiero wtedy, gdy poczuje się na to gotowa. Wciąż czuła obrzydzenie do siebie, swoich zdolności i tak dalej. Starała się wręcz ograniczyć ich używanie do minimum, jednak... Krzyżowało jej to plany jeszcze bardziej. Gdy była młodsza, a jej umiejętności nie były jeszcze aż tak "rozwinięte" to lubiła pokazywać innym sztuczni w Hogwarcie. Chciała to nawet kontynuować, jednak kiedy podczas wykonywania kluczowych dla sztuczki ruchów kolor jej włosów zaczynał się zmieniać... Chyba było wiadomo, że oszukuje. Po prostu się denerwowała. Szczerze to nigdy nikt nie potrafił przewidzieć momentu w którym coś robi - nawet jak wiązało się to z niesamowitym stresem. Co, jeśli karta podczas umieszczania jej w kieszeni po prostu wypadnie? Cóż... Nie ma to jak problemy współczesnych nastolatek. Najgorsze jednak było to, że nad wieloma zmianami w swoim ciele najzwyczajniej nie panowała. Tak więc z wesolutkiego promyczka, który zachwycał wszystkich swoją "magią" przemieniła się w lekko zamkniętą w sobie dziewczynę. Nudziło jej się z tego względu w Hogwarcie. Było już po lekcjach. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, więc najzwyczajniej w świecie wyjęła swoje mugolskie urządzenie nazwane "deskorolką" i zaczęła jak to ona jeździć po lochach. Zabawa była nieco bardziej skomplikowana, ponieważ często pojawiali się tam uczniowie Slytherinu. Oczywiście nie gnębili jej jakoś specjalnie - nie była przecież mugolaczką. Jednak mimo to często słyszała w swoim kierunku przezwiska typu "szlama". W końcu jednym z jej hobby były sprawy mugoli. Ponownie usłyszała kogoś, tym razem jednak sprawa lekko wymknęła się spod kontroli. McKinney schowała się za jednym z filarów, słysząc czyjeś kroki. [i]Znowu będą się znęcać [/i] - pomyślała i pchnęła lekko drzwi do sali eliksirów. Otwarte. No to prawie jak wygrana na loterii. Pewnie tamci już ostrzyli różdżki, żeby pozbyć się irytującej dziewczyny, poruszającej się na czymś, czego nawet nie potrafili nazwać. Nienawidziła tych durnych Ślizgonów.
    Weszła do sali eliksirów i widząc w niej kogoś lekko pobladła. Jezu, tylko żeby nie było to nic nielegalnego, bo jak ktoś da jej okazję do wpakowania się w kłopoty, to umrze ze szczęścia. Widocznie osoba, która tam była nie była żadnym nauczycielem. Dziewczyna wyciągnęła swój cyprysowy sprzęt o długości czternastu cali i machnęła, dodając bardzo cicho:
    - Lumos.
    Na końcu jej różdżki oczywiście pojawiło się niebieskie światło. Wyciągnęła je lekko przed siebie i z palców drugiej dłoni ułożyła króliczka, którego cień kończył się centralnie na ścianie przed stołem do eliksirów, przy którym siedział chłopak.

    OdpowiedzUsuń
  12. [wow, jakie to miłe. bardzo dziękuję.
    Una to mogłaby się poniekąd z nim pobawić w zmianę osobowości; jest kameleonem, dopasowuje się do otoczenia i tak naprawdę sama nie za dobrze pamięta, jaka była naprawdę.

    PS przypomnisz mi, czy to nazwisko było w jakiejś książce?]

    Una DeVere

    OdpowiedzUsuń
  13. [Czołem <3 Przychodzę z opóźnieniem, ale nie puszczę Cię bez wątku. Hm. Myślę, że Freddie bardzo (nie)chętnie wciela się w rolę osoby dyżurującej. I myślę również, iż niewykluczone jest, że raz w czas zapomina mu się zamknąć komnatę Ethana. A do tego bardzo prowdopodobny zdaje mi się być fakt, że nie będzie raczej za chłoptasiem przepadał - z powodu Roxanne, oczywiście. Tak, chcę wątek na pewno. Możemy się pobawić ;>]

    Ukochany Weasley

    OdpowiedzUsuń
  14. [Myślę, że to bardzo dobrze dziwne połączenie! Myślę, że możemy ich najpierw wrzucić w korki z eliksirów, mając nadzieję, że chłopak nie dostanie białej gorączki, jak zobaczy jakie dziwactwa Lu wyrabia z kociołkiem, może ciężko będzie mu zrozumieć jakim cudem dziewczyna lubi gotować, a nie ogarnia składników eliksirów :D W każdym razie Lucy będzie musiała stawić czoła jego "charakterom", może nawet pogrzebie w zaklęciach, albo będzie próbowała stworzyć jakieś własne, żeby mu trochę ulżyć (i sobie przy okazji też). Piszesz się? Bo jak tak, to zacznę :3]

    Lu Wood

    OdpowiedzUsuń
  15. [Co tam Hwasa, co tam Iron, jedna z moich ulubionych autorek, matulu! <3
    Robimy jakiś bigos i w ogóle dużo wszystkiego, nie?]
    Lee Taelyn

    OdpowiedzUsuń
  16. Deucent Faradyne wykazywał się pewną niezwykle interesującą cechą – chęciami owiniętymi w pelerynę-niewidkę, co oznaczało tylko tyle, że raz były, a raz nie, choć częściej padało na to drugie niestety, bądź stety. Fakt zaś, że jego ambicja pozostawała kwestią co najwyżej względną – już nie raz przekonali się nie tylko nauczyciele, ale i uczniowie. Trudno jednak ocenić co było gorsze – to czy jego trudny charakter, wsparty sumiennie rozrastającym się ego i poczuciu własnej niezachwianej zajebistości. Zdarzało mu się jednak notorycznie wymykać poza Wieżę Krukonów w tylko sobie znanych celach. Kiedy inni smacznie spali, a on podejmował się takich, a nie innych kroków – mieszkaniec jego dormitorium w postaci Louisa nie wpieprzał mu się do łóżka. Już nie raz ten typek potrafił wyrwać go ze snu i podnieść mu ciśnienie do tego stopnia, że wywalił go na zbity pysk. Choć czasem, kiedy Deuce był zaspany to nie robiło mu to większej różnicy, a gdyby tylko Holly to widział to proszę mi wierzyć lub nie – krew, by go zalała na miejscu.
    Tej nocy wymknął się w jednym celu, o czym świadczyła zbyt zdradliwa bliskość lochów, ale nikt na przestrzeni dwóch lat nie odkrył jego największego sekretu. W rzeczywistości wrażenie, że znało się Deucenta było złudne, bo nie za często dopuszczał do siebie kogokolwiek, a na jakiekolwiek zwierzenia nie było co liczyć. Zapatrzony jedynie w czubek swojego nosa ścigający w drużynie Krukonów stanowił pewną nieodgadnioną zagadkę niemalże dla każdego i wypadało przyznać, że było mu z tym po prostu wygodnie. Ponadto nigdy nie obchodziło go zdanie prawie nikogo, a względem żyjącej własnym życiem części plotkarskiej szkoły wykazywał się wyjątkową nawet jak na siebie ignorancją.
    Nie zdawał sobie sprawy, że ktoś wyciął jakiś kawał temu irytującemu woźnemu, który do czasu aż nie wszedł w drogę Deuce’a nie mógł liczyć na to, że ten okaże się najgorszym wrogiem jakiego można sobie stworzyć mniej lub bardziej umyślnie. Upór i nieujawniane zbyt często zaparcie ze strony Deucenta nie ujawniało się zbyt łatwo, a tym bardziej często. Zupełnie nieświadomy niczego, a tym bardziej czającego się zagrożenia w postaci nocnego stróża regulaminowego prawa Hogwartu kierował się ku schodom na parter, które niedługo potem pokonał. Kiedy tylko dobiegły go dość niepokojące hałasy, jakby biegu – postanowił, że odczeka cierpliwie w mroku, dlatego też oparł się plecami o zimną ścianę. Faradyne zamierzał zachować spokój i niemalże grobową ciszę, ale czyjś upadek – w ciemności nie rozpoznał Etienne’a do czasu aż się do niego nie odezwał – skutecznie pokrzyżował mu plany, bo mimowolnie wybuchł śmiechem. Rzucone w powietrzu pytanie odebrało mu jednak chęci do dalszego śmiania się, bo spoważniał nieco, marszcząc brwi i przyglądając się postaci, której postura wydawała się coraz to bardziej znajoma.
    — Co ja tu robię? — powtórzył, zyskując trochę czasu dla siebie, aby wymyślić coś na poczekaniu. Nie mógł przecież rzucić wprost, że był na ehkm… spotkaniu towarzyskim. — Ty lepiej mi powiedz co ty tutaj wyrabiasz? — odpowiedział niedługo potem pytaniem na pytanie, odwracając je w stronę swojego rozmówcy. Nie mieli jednak czasu na wyjaśnienia, biorąc pod uwagę niezbyt sprzyjające na nocną pogawędkę okoliczności.
    Cóż, sytuacja była na swój sposób zabawna i to do tego stopnia, że Deuce mimowolnie uśmiechnął się. Etienne dał wiarę temu, że Faradyne marnowałby czas na woźnego. Zazwyczaj starał się go unikać jak ognia, zresztą ten zwyczajnie nie miał szczęścia, by zadrzeć z Krukonem. Znaczące spojrzenie, które zostało mu posłane przez kolegę z klasy, mówiło wiele. Deucent wolał jednak uniknąć momentu, gdzie zaprzeczyłby wycięcia temu staremu prykowi biegającemu teraz po zamku w poszukiwaniu winnego, bo to spotkałoby się z pytaniami, na które Faradyne nie zamierzał odpowiadać. Wzruszył jedynie ramionami, jakby to było stosowną odpowiedzią w tym zakresie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Zmywajmy się stąd. Chyba nie będziesz tu tak sterczał i się na mnie gapił — mruknął, ciągnąc go za ubranie w stronę lochów, nie czekając zbytnio na jego reakcję. Biegnięcie wprost na woźnego byłoby istnym samobójstwem i proszeniem się o odjęcie punktów Krukonom, czego sam zainteresowany nie zamierzał tej nocy odhaczać. Zresztą samo spotkanie z nim nie znajdowało się na liście rzeczy do zrobienia i Faradyne’owi nie było to potrzebne do szczęścia. — Zamiast zadawać mi zbędne pytania, szybko myśl, gdzie możemy się przed tym starcem ukryć. — dodał jeszcze Deuce, jakby geniusz Etienne’a miał okazać się w tej sytuacji niesprzyjającej kluczowy do uratowania ich skóry.

      [<3]

      D.

      Usuń
  17. Zmarszczyła delikatnie brwi, kiedy po raz kolejny skręciła w lochach, a przed jej oczami nie ukazał się wielki obraz z misą owoców. Była kiedyś w kuchni z Elody, która ją zaprowadziła do tego magicznego miejsca pełnego domowych skrzatów. Była wówczas pod ogromnym wrażeniem tego pomieszczenia. Co prawa wychowała się w magicznej rodzinie, jednak widok tak wielkiego pomieszczenia i tylu skrzatów w jednym miejscu. W każdym razie, chciała trafić do tego miejsca ponownie, ponieważ po drobnej sprzeczce ze swoim chłopakiem, miała ochotę na gorącą czekoladę, która z pewnością byłaby w stanie poprawić jej humor. Niestety pamięć panienki Moore nie była tak dobra, jak mogłoby się wydawać. Szczególnie, jeżeli chodziło o zapamiętywanie trasy. Tylko wiedza, tak naprawdę zostawała w głowie srebrnowłosej z łatwością. Cała reszta… Cóż, musiała się starać aby zapamiętać twarze i imiona nowo poznanych osób, a spamiętanie drogi krętymi korytarzami lochów… to właśnie chyba szło jej najgorzej.
    Gdy przechadzała się tak pustymi korytarzami, w pewnym momencie usłyszała czyjeś okrzyki radości. Bez wahania postanowiła ruszyć w tamtą stronę. W lochach dziewczyna bywała tylko podczas zajęć eliksirów i ewentualnie, gdy chciała coś od Arsiego. W każdym razie, jej zgubienie się w podziemiach szkoły było wysoce prawdopodobne, dlatego też postanowiła iść za dźwiękiem. Kiedy dotarła do celu, dostrzegła, iż jest to jakaś opuszczona, stara sala od eliksirów, a w środku… Tak, był tam jakiś uczeń, którego nie mogła skojarzyć. Chyba właśnie uwarzył jakiś trudny eliksir. Gdy dostrzegł ją, uśmiechnęła się pogodnie, czując jak na jej policzki wkrada się różowy rumieniec. W tym momencie czuła się, jak jakiś podglądacz.
    — Dzień dobry. — Odpowiedziała lekko drżącym głosem. Przeczesała nerwowo dłonią włosy i wsunęła jeden z kosmyków za ucho. — Przepraszam, że przeszkadzam… Ja. Chyba się zgubiłam. — Odezwała się ponownie, czując się strasznie głupio. Chodziła do tej szkoły już szósty rok, a wciąż była w stanie się zgubić. W dodatku wtargnęła do pomieszczenia, przerywając komuś. Westchnęła cicho, miała wrażenie, że znajduje się w nieodpowiednim miejscu o zdecydowanie niewłaściwym czasie. Czy ten chłopak robił właśnie coś nielegalnego? Przez jej głowę przebiegło kilkanaście myśli, które niekoniecznie były pozytywne. — Może lepiej, jak sobie pójdę. Ja, jakby co nic nie widziałam…

    OdpowiedzUsuń
  18. [Hehej. Świetny wizerunek oraz karta. Twórzmy.]

    Jeremy Morgan

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ja się nie boję, chcę być ukochana! Wspaniała karta, a ja mam obsesję na punkcie Eddiego. :D]

    Trixie

    OdpowiedzUsuń