Istnieje ogromna różnica pomiędzy sentymentalizmem i zdolnością doznawania szlachetnych uczuć. Człowiek sentymentalny może być w życiu codziennym niebywale okrutny. Człowiek zdolny do szlachetnych uczuć natomiast nie będzie nigdy człowiekiem bez serca.
Amplituda przeżyć, których doświadczyła mogłaby rozciągnąć się przez cały hogwarcki pałac biegnąc aż do Hogsmeade. Utraciła swoją wielką miłość na rzecz innej kobiety, a kilka lat później poniosła kolejną stratę, zmarła jej ukochana córka. Nieważne jak silną jest się kobietą, jak potężną i wpływową jest się czarownicą - taka strata zawsze boli i mocno odciska piętno na człowieku. Po wielu przepłakanych nocach w końcu się podniosła. Stanęła na równe nogi, lecz te wspomnienia powracały do niej w każdej godzinie każdego dnia. Odbierały oddech, zdolność trzeźwego myślenia i całą radość z życia. W ciemnych oczach zaczaił się smutek i mrok. Tak mijały lata. Zdolna Ursula pięła się coraz wyżej; wpadając w pracoholizm i chęć zapomnienia. Pewnego dnia coś w niej pękło. Szala goryczy się przelała a ona zrobiła coś zaskakującego, mianowicie zrezygnowała z posady aurora w Ministerstwie i stanęła w progach Hogwartu. Jakież zaskoczenie było wymalowane na twarzy dyrektora kiedy przyjmował ją na miejsce nauczycielki. Ją, kobietę którą niegdyś kochał i z którą łączył go płomienny romans. Odszedł, a ona jak ta ostatnia, głupia idioteczka po dziesięciu latach do niego wróciła. Zignorowała fakt, że jest żonaty i zaprzeczyła swoim własnym wartościom; dając się całkowicie ponieść uczuciom które nią zawładnęły. Nigdy nie była głupia ani naiwna, odznaczała się wśród rówieśników dużą inteligencją, a jednak dała się ponieść uczuciom. Może pustka dominująca w jej życiu na to wpłynęła albo ból, który chciała wyrwać z serca wraz z korzeniami.
Ursula jest silną i dostojną kobietą. Bardzo piękną a także posiadającą duże pokłady inteligencji i cierpliwości; cechuje się wyrozumiałością i przez to, że trzyma emocje na wodzy może sprawiać wrażenie chłodnej - jednakże tak nie jest. Ma w sobie dużo ciepła i czułości, które ofiaruje bliskim sobie osobom. Jednocześnie jest bardzo skryta a jej życie to ciągnące się za sobą sznurki sekretów, których nie zdradza byle komu; o ile w ogóle miałaby to zrobić. Ma trudny charakter i mimo dużej pewności siebie oraz własnych wartości to w środku jest bardzo zagubiona i niepewna przyszłości. Marzy o rodzinie, z której Los tak brutalnie ją obdarł. Typ kobiety, która realistycznie patrzy na świat. Nie pozwala sobie na snucie żałosnych fantazji, nie wierzy w szczęśliwe zakończenia z bajek. Oddana i lojalna. Ta, która brzydzi się kłamstwem a jednocześnie sama niemal codziennie kłamie.
Ursula jest silną i dostojną kobietą. Bardzo piękną a także posiadającą duże pokłady inteligencji i cierpliwości; cechuje się wyrozumiałością i przez to, że trzyma emocje na wodzy może sprawiać wrażenie chłodnej - jednakże tak nie jest. Ma w sobie dużo ciepła i czułości, które ofiaruje bliskim sobie osobom. Jednocześnie jest bardzo skryta a jej życie to ciągnące się za sobą sznurki sekretów, których nie zdradza byle komu; o ile w ogóle miałaby to zrobić. Ma trudny charakter i mimo dużej pewności siebie oraz własnych wartości to w środku jest bardzo zagubiona i niepewna przyszłości. Marzy o rodzinie, z której Los tak brutalnie ją obdarł. Typ kobiety, która realistycznie patrzy na świat. Nie pozwala sobie na snucie żałosnych fantazji, nie wierzy w szczęśliwe zakończenia z bajek. Oddana i lojalna. Ta, która brzydzi się kłamstwem a jednocześnie sama niemal codziennie kłamie.
DUSZYCZKI ––– ZWIERCIADEŁKO ––– WSPOMINKI
17 XI 1988, Saksonia, Niemcy ––– wpół Brytyjka, wpół Niemka; absolwentka Koldovstoretz ––– była aurorka; wężousta, daleka krewna Morfin'a Gaunt'a od strony ojca ––– obecnie nauczycielka transmutacji i opiekun koła swego przedmiotu ––– potężna i silna czarownica czystej krwi, z żelaznymi zasadami i obdarzona stoickim spokojem ––– surowa i wymagająca lecz wyczulona na punkcie sprawiedliwości ––– krnąbrnych uczniów kara z niemiecką skuteczność ––– uzdolniona pianistka, która porzuciła wiele lat temu grę na ukochanym instrumencie ––– kochanica dyrektora ––– początkowo jej patronusem był łoś, jednak po stracie dziecka zmienił się na łabędzia; boginem zaś są zwłoki bliskiej osoby ––– jej różdżka mierzy 11 i ćwierć cala, pióro z ogona gromoptaka, berberys; bardzo elegancka ––– opiekunka Gryfonów
kącik autorski:
[Jesteś! Co sądzę o samej karcie to już wiesz. Smutna jest natomiast historia Ursuli, bo chociaż początkowo wydawać by się mogło, że wiodła szczęśliwe życie z ukochanymi rodzicami i siostrą, to później... cóż, życie jest okrutne, a przeznaczenie nieubagane. Nawet w miłości. Nawet w rodzicielstwie.
OdpowiedzUsuńPiękna, intrygująca i silna kobieta. Niech zawalczy o swoje szczęście. Kibicuje jej mocno.]
Neville Longbottom
[Witam po raz kolejny na blogu :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że myślałam, że już mnie nic nie zaskoczy, ale kwestia z kochanicą dyrektora z pewnością to zrobiła... Jak to nigdy nie można do końca kogoś poznać. Dobrze, że Ursula, chociaż niełatwa, jest swego rodzaju kontrastem dla Chloe; pewnie urozmaici Ci to pisanie :P Dodatkowo, bardzo nietypowy - jak na główną postać - wizerunek, szczególnie zważywszy na historię aktorki. No ale, co tam komu pasuje ;)
Życzę udanej zabawy kolejną postacią i interesujących wątków, a w razie chęci zapraszam do siebie.]
Ed Bones || Teddy Lupin
[Bardzo przyjemnie czytało mi się kartę, naprawdę. Historię Twoja panna ma smutną, aczkolwiek szata, w którą ów opis został ubrany, pozwoliła mi się w pewien sposób smakować czytanym tekstem. Więc ogromny plus ode mnie; lubię, gdy autorzy tak potrafią. c:
OdpowiedzUsuńCo prawda wyjdzie to tak, jakbym komentowała, bo chcę się opublikować, ale słowo daję – i bez tego bym wpadła, chętnie wynagrodzę wątkiem!]
Bree Allaway
[Nie chce mi się Tobie już słodzić na kolejnym blogu, a jeszcze czeka mnie Clarine. :c Na serio jednak: czeeeść, witam Cię cieplutko z kolejną super postacią! <3 Ursula (samo imię wzbudza we mnie dreszcze...) jest niesamowicie ciekawa i wydaje się być skomplikowana, a co jest najzabawniejsze – dogadałaby się z Verą, na pewno bardziej niż Chloe. : D Wydaje mi się, że matki, które straciły swoje dzieci, mają swego rodzaju powiązanie, bo tylko one rozumieją swój ból. Niemniej – nie będę namawiać na już kolejny wątek, bo mam już tutaj, na FT i czeka nas na SHS, także życzę Ci jedynie dużo weny, wytrwałości i samozaparcia do prowadzenia dwóch, bardzo rozbudowanych i fascynujących kobietek. Baw się dobrze! ;]
OdpowiedzUsuńVERA Thorne & OLGIERD Eretein
[Dziewczyno, rozpieszczasz! Nie dość, że tworzysz wspaniałe panie-asystentki w bajkowym świecie i dorzucasz do tego świetne nauczycielki w tym całkiem rzeczywistym, to jeszcze uprzyjemniasz świat magii najpierw ciekawą charłaczką, a teraz Ursulą! Aż nie wiem, gdzie odpisać, gdzie zacząć, gdzie w ogóle iść... Wiem jednak, że życzę Ci powodzenia z kolejną postacią, jeszcze więcej weny i mnóstwo wolnego czasu na pisanie! Kochanica dyrektora wyszła Ci bowiem świetnie i nie ulega wątpliwościom, że nie jest ani trochę przesadzona. Szczególnie zaś podoba mi się wspomnienie o utracie dziecka jako to wydarzenie, które ją ukształtowało. Baw się więc dobrze, a jej niech się powiedzie: niech pójście za głosem serca jej nie zawiedzie!]
OdpowiedzUsuńConnor Greyback
[Witam serdecznie na blogu :) Na samym wstępie muszę powiedzieć, że naprawdę piękne i oryginalne imię dla postaci; nieczęsto w blogosferze można spotkać Ursulę, chyba Mała Syrenka zrobiła swoje. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię stwierdzić jednoznacznie, czy należy ona do smutnych, czy radosnych postaci - mimo swoich trudnych przeżyć i pasma rozczarowań, mimo wszystko wydaje się silną osóbką z konkretnymi zasadami. Wiadomo, że w miłości łatwo takie rzeczy odsunąć na dalszy plan, aczkolwiek przecież to miłość... i na dodatek z naszym dyrektorem, hah :D Osobiście, życzymy Ursuli żeby jednak spełniła swoje marzenie o szczęśliwej rodzinie :) W razie chęci zapraszam do którejś z moich pań: jedna jest upierdliwą stażystką transmutacji, a druga nauczycielką zielarstwa (i tutaj wydaje mi się, że mamy większe pole do popisu z powodu podobieństwa pod niektórymi względami między Ursulą, a Vanorą), także coś pomyśleć możemy, jeśli natomiast nie, to jeszcze raz miłej zabawy na blogu :)]
OdpowiedzUsuńTORI WEASLEY & NORA VANCE
Hogwart w porze obiadowej sprawiał wrażenie wyjątkowo cichego. Cichego i przepełnionego zapachami najlepszych dań przygotowanych przez zamkowe skrzaty. To nie zmieniło się od czasów, kiedy jako jedenastoletni chłopiec po raz pierwszy stanął w Holu Wejściowym przed swoim pierwszym obiadem tutaj. Zamknął na chwilę oczy, wsłuchując się w ciche szemranie uczniowskich głosów dochodzące zza drzwi prowadzących do Wielkiej Sali.
OdpowiedzUsuńZnów był chłopcem. Małym Gryfonem, który nie spodziewał się w najbardziej szalonych snach tego wszystkiego co było mu dane przeżyć podczas nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. A jednak przeżył to. Doświadczył tego wszystkiego i tak, przeżył co można było uznać za niemałe osiągnięcie, kiedy pomyślało się o tych wszystkich, których zmuszony był pożegnać na wieki, kiedy Wojna wreszcie dobiegła końca. Przeżył i wrócił tutaj. Wrócił do domu i teraz był jego głową, jak niegdyś niezłomny Dumbledore.
Niebieskie oczy zamigotały całkiem znajomo, kiedy zza drzw dobiegły westchnienia uczniów. Najpewniej skrzaty już wysłały na stoły jeden ze swoich popisowych deserów. Tylko łakocie były w stanie wyrwać tyle dźwięków zachwytu ze wszystkich gardeł, niemal bez wyjątków.
Tego dnia nie uczestniczył w obiedzie. Jego nieobecność przy stole prezydialnym najpewniej nie przeszła niezauważona, ale zdecydował się na ignorowanie karcących spojrzeń niektórych współpracowników i wkroczył głównymi drzwiami do Wielkiej Sali. Wydawało mu się, że wizyta w Ministerstwie skutecznie odebrała mu apetyt jednak ciche pozdrowienia uczniów, uśmiechy i atmosfera panująca podczas posiłku sprawiły, że zdecydował jednak skusić się na deser.
Przemierzając przejście w Wielkiej Sali, prowadzące na podium, gdzie znajdował się stół nauczycielski, skinął porozumiewawczo w stronę stołu Ślizgonow, gdzie dostrzegł Albusa. Widział się dzisiaj z Harrym i koniecznie będzie musiał później zamienić kilka słów z młodym Potterem. Jednak rodzina czy nie, będzie musiała poczekać aż dyrektor Longbottom skończy delektować się gorącą szarlotką z lodami, którą właśnie przed sekundą skrzaty posłały na stoły.
Z lekkim, zwyczajowym uśmiechem, błąkającym się na ustach, zasiadł na swoim krześle, pośrodku długiego stołu umieszczonego u szczytu Wielkiej Sali. Kiedyś był jednym z tych dzieciaków, siedzących przy czterech stołach Domów, a na tym miejscu siedział inny, wspaniały czarodziej. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Czarodziejski świat przeszedł przemianę, jednak tutaj, w Hogwarcie, pewne rzeczy pozostały niezmienne, jak na przykład widok roześmianych, rozgadanych uczniów, cieszących się swoim towarzystwem. No może z jednym wyjątkiem. Młodzi Gryfoni już nie patrzyli gniewnie na Ślizgonów, a członkowie domu Slytherina przez lata stali się bardziej przystępni, chociaż wcale nie mniej podstępni.
Opuścił wzrok na talerz przed sobą, zwabiony kuszącym zapachem szarlotki. Skosztował kawałek, a zaraz później pogrążył się z przyjacielskiej pogawędce z Edem siedzącym po jego prawej stronie. Opiekun Puchonów, wicedyrektor i jego osobisty, najlepszy przyjaciel, błahą rozmową potrafił skutecznie odwrócić jego myśli od obowiązków głowy szkoły. Posiłek dobiegał końca, a uczniowie powoli opuszczali Wielką Salę udając się do dormitoriów na przerwę, lub rozpierzchając po całym zamku, by zdążyć na popołudniowe zajęcia. On sam miał masę dokumentów, które piętrzyły się na biurku w gabinecie i nie pozwalały o sobie zapomnieć.
UsuńWielką Salę opuszczał jako jeden z ostatnich, nieco surowym spojrzeniem poganiając maruderów, którzy nie kwapili się do udania się na zajęcia. Sam nigdy nie był wagarowiczem i nie popierał tego typu praktyk, a uczniowie skarceni spojrzeniem dyrektora i kilkoma cierpkimi słowami, zdawali się podjąć właściwą decyzję i wreszcie udać się na lekcje. Za rogiem zderzył się z gromadką rudowłosych Wesleyów, którzy chyba za punkt honoru przyjęli sobie kontynuowanie dzieła zniszczenia i psikusów, które zapoczątkowali Fred i George. Ignorując własne rozbawienie i ich błagalne "Ale wujku!", posłał ich do diabła (nie tymi słowami dokładnie) i oddalił się w stronę swojego gabinetu, śmiejąc się cicho pod nosem. Hermiona może i robiła wszystko co w jej mocy, by nauczyć rozumu własne dzieci, jednak geny Wesleyów zobowiązywały. Fred i Geogre mogliby być dumni.
Dotarł wreszcie do posągu chimery, która wpuściła go na ruchome, kręcone schody, zanim wyszeptał hasło. Gabinet tonął w popołudniowym słońcu i ciszy. Na żerdzi, gdzie kiedyś mieszkał Fawkes, teraz spał Pielgrzym, jego sokół i przyjaciel. Neville spojrzał na stos dokumentów piętrzący się na szerokim biurku i westchnął. Kiedy podszedł bliżej, wziął czysty pergamin i pióro, kreśląc kilka słów wyjaśnienia i przeprosiny, po czym zwinął wiadomość w rulonik i obudził Pielgrzyma, przytwierdzając do jego nóżki liścik.
- Zanieś to Hannie - pogłaskał ptaka po miękkim łebku i machnięciem ręki otworzył okno, przez które wyleciał sokół, znikając po kilku chwilach za horyzontem.
Zapowiadało się wiele pracy i zdawało się, że dziś nie wróci do domu na noc. Hannah będzie niepocieszona, wiedział to, jednak on nie mógł pozwolić sobie na większe zaległości i musiał uporać się z tym co złowrogo piętrzyło się na jego biurku.
Neville
[Myślę, że Artair mógłby być jej pupilkiem, a gdyby ojciec się dowiedział, że dobrze się sprawuje i wzbudza względna sympatię u tak wspaniałej profesor, z pewnością byłby w końcu, w jakimś stopniu zadowolony z synalka w końcu. Cześć, tak byłam tu i zniknęłam, wracam z lekko zmienioną kartą, ale wiele się pokrywa z jej wcześniejszą odsłoną. Masz jakąś konkretną wizję na ten wątek? ;)]
OdpowiedzUsuńARTAIR AVERY
[Normalnie jak dwie krople wody! <3 Hahah naprawdę czuję, że wątek byłby udanym, dlatego też bardzo nalegam :D Te same wartości, sposoby względem uczniów, no normalnie jakby przesiąkli sobą nawzajem :D Za pewne to je w karcie, albo i nie (wybacz) ale od kiedy ta urocza babeczka jest w Hogwarcie?]
OdpowiedzUsuńMathias
[Cześć!
OdpowiedzUsuńCałkiem możliwe; do niedawna miałam krótką przerwę od blogów, musieliśmy od siebie odpocząć, by na nowo móc rzucić się w naszą pasję ze świeżą fascynacją.
Holly jest silną dziewczynką, da sobie radę, bo bardzo chce dać i nie poddaje się losowi; nauczyła się już dawno, że jeśli coś robić, to wyłącznie pod prąd, nigdy razem z nim, bo nie wiadomo, dokąd nas to doprowadzi.
Tak sobie pomyślałam, choć nie wiem, czy masz na coś takiego ochotę – skoro Ursula (przepiękne imię) straciła ukochane dziecko, mogłaby do Holly podchodzić dwojako: albo z jakimś takim słodko-gorzkim sentymentem, jak do uczennicy, której chce się pomóc, albo z frustracją i niechęcią, bo przypominałaby jej w pewien sposób o bolesnych wydarzeniach. Na podstawie każdej z tych relacji mogłybyśmy zbudować kompletnie inny wątek, więc daj znać, czy w ogóle takie powiązanie ci odpowiada.]
Holly Wilkes
[Myślałam, by cała sprawa z jej chorobą wyszła dopiero po pewnym czasie, mogłaby na przykład źle się czuć od paru tygodni, na jednej z lekcji koniec końców dostałaby krwotoku z nosa lub zemdlałaby; wówczas Usrula, która zauważyłaby już przedtem pogarszający się stan uczennicy, może przyjść do niej do Skrzydła Szpitalnego/zatrzymać ją po lekcji (zależy, jaką opcję wybierzemy) i trochę podpytać. Holly, oczywiście, będzie gładko kłamać, ale pewnie w końcu się wyłamie i coś tam opowie, a potem będzie jej głupio i źle, że w ogóle się odezwała.]
OdpowiedzUsuńHolly Wilkes
[Prawdę mówiąc, zaczęcia idą mi dosyć topornie, zatem jeśli nie masz nic przeciwko, to sobie poczekam, mi płynący czas nie przeszkadza. (:]
OdpowiedzUsuńHolly Wilkes
[Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale wątki uczeń - nauczyciel idą mi okropnie opornie i z reguły urywają się po dwóch, trzech odpisach, a ja strasznie nie lubię odwalać takiej maniany i kazać na siebie czekać z odpisem, albo nie daj Merlinie, zupełnie zniknąć ._.
OdpowiedzUsuńAle mimo wszystko ślicznie dziękuję! :) Cieszę się, że Tris przypadł do gustu.]
Tristan
[W sumie sam Mathias jest taką świeżynką :D Uczy w Hogwarcie dopiero od początku tego roku szkolnego XD Współczuje uczniom, którzy mają lekcje z naszymi tygryskami :D Masz może pomysł na okoliczności wątku, ba albo nawet na powiązanie? Jeśli nic konkretnego nie przychodzi Ci do głowy, to postaram się jakoś nas uratować, choć nie jestem dobra w wymyślaniu :D]
OdpowiedzUsuńMathias Rathmann
Ach, doskonale rozumiem te sentymenty odnośnie imion; moje pochodzą jeszcze z czasów Onetowskich, kiedy to stawiałam pierwsze kroki w pisaniu <3 Bez wątpienia jest wiele rzeczy łączących Norę i Ursulę także mamy naprawdę spore pole do popisu, a nawet dramy! Norie jest od kilku lat żoną Edmyra Bonesa, który to z kolei jest bliskim przyjacielem Neville'a i Hanny więc nie ma racjonalnej możliwości, aby te dwie pary nie spotykały się ze sobą od czasu do czasu prywatnie, choć w ostatnich dwóch-trzech latach pewnie nie robili tego wspólnie, bo (wiem, śmiesznie brzmi), ale są w niby separacji czyli unikają się jak ognia, ale na papierze wciąż z nich małżeństwo, lol :D Niemniej do rzeczy, bo zaczynam gubić wątek; o ile Ed raczej orientował się w podwójnej grze przyjaciela będąc legilimentem, o tyle wątpię żeby Nora była tego świadoma więc zaprzyjaźnimy nasze panie, a później zróbmy wielką dramę, gdy jakoś wyjdzie na jaw, że jej przyjaciel urzęduje z jej przyjaciółką natomiast inna przyjaciółka wychodzi na tą zdradzoną :D Brzmi jak horror, prawda? Jestem zachwycona!]
OdpowiedzUsuńNORA VANCE
Pióro nasączone szmaragdowym atramentem zostawiło ślad pierwszej litery jego imienia na ostatnim już tego wieczoru pergaminie, oczywiście nie cierpiącym zwłoki. Milion spraw, które wymagały jego uwagi zostały zupełnie upchnięte w szufladzie szerokiego biurka. Jutro zajmie się rozsyłaniem ich w świat, za pomocą szkolnych sów. Zamaszyste "m" kończy podpis dyrektora. Jeszcze tylko kilka kropel szkarłatnego wosku, pieczęć i koniec na dzisiaj. Koniec z papierami, z notkami, pergaminami. Czas na wolność, czas na oddech.
OdpowiedzUsuńChimera wypuściła Nevilla Longbottoma wprost w chłodne objęcia hogwarckich korytarzy. Noc była głęboka i cicha, kiedy przemierzał zamkowe korytarze. Za dnia pełne gwaru i śmiechów, w nocy zaś spokojne, tajemnicze, niekiedy wręcz straszne, jak te w lochach. Uśmiech zagościł na jego twarzy na wspomnienie dziecięcych lęków towarzyszących mu podczas nocnych, nie do końca legalnych wycieczek korytarzami Hogwartu.
Mijając jedno z wysokich okien spojrzał na nocne niebo. Gwiazdy mrugały wesoło, a pomiędzy nimi królował Księżyc w pełni, pyszniąc się swą idealnie okrągłą tarczą. O tej porze roku wieczory i noce były coraz cieplejsze, a to nieodmiennie zachęcało do spędzenia ich tam, gdzie dowiedział się o swojej nominacji na stanowisko dyrektora, kiedy ministerialna sowa usiadła na balustradzie. Tam, gdzie jego poprzednik, ten którego cenił najbardziej, odszedł z urzędu. Odszedł w ogóle. Na Wieży Astronomicznej.
Ciepły wiatr owiał jego policzki, kiedy pokonał ostatnie spiralne schody i przechodził pomiędzy przyrządami do obserwacji nieba. Podszedł do barierki, tej samej na której usiadła sowa z ministerstwa i opadł dłonie na zimnym kamieniu. Rozejrzał się wokół. Z tej wysokości mógł dostrzec rozległe hogwarckie błonia, boisko, a nawet światełka w Hogsmeade. Zamknął oczy i wciągnął powietrze głęboko w płuca. Po kręgosłupie przeszedł charakterystyczny dreszcz, kiedy mógł wyczuć wokół siebie magię. Magiczne bariery chroniące Hogwart miały teraz w sobie cząstkę jego magii, tak jak i każdego wcześniejszego dyrektora. Czuł się związany z tym miejscem, czuł się jak w domu.
Spokój tej chwili przerwało ciche pyknięcie gdzieś za jego plecami i znów poczuł znajomy dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Przez kilka sekund stał wciąż z zamkniętymi oczami, nasłuchując. Dając przybyszowi czas na decyzję: zostajesz czy odchodzisz? Został. Więc i on postanowił dłużej nie udawać, że nie wie o czyjejś obecności i obrócił się w miejscu, otwierając oczy.
- Dobry wieczór, Ursulo - odezwał się cicho, łagodnie, jakby nie chciał zburzyć spokoju, którym przed chwilą się otoczył.
Stała tam. Piękna, kobieca i delikatna, jak wtedy, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Jednak wewnątrz tego delikatnego kwiatu tkwiła niesamowita siła. Tętniła mocno tak jak soki tętnią w łodydze róży. Pięknej, lecz kłującej, jeśli się nie jest dostatecznie ostrożnym.
- Jak słusznie zauważyłaś, jestem dyrektorem, a to moja szkoła - rozłożył szeroko ramiona i uśmiechnął się - Teraz także i twoja, więc pewnie spotkasz mnie jeszcze nie raz i to tam, gdzie wcale się nie spodziewasz, tak jak teraz - spojrzał jej w oczy, zaplatając ramiona na piersi i opierając się o barierkę za sobą - Ciężki wieczór? - zapytał nagle porzucając żartobliwy ton.
Wciąż potrafił czytać niej jak w otwartej księdze. Nawet po tylu latach mógł dostrzec drobne zmarszczki zmęczenia i trosk, które okalały jej oczy, zawsze kiedy była w gorszej formie. Nawet to jak owijała się swoim swetrem, jak uciekała przed nim swoim spojrzeniem, jak zagryzała policzek od środka, było wystarczającą informacją dla niego, że Ursulę dopadły jakieś niepewności, że zmaga się z jakimiś troskami. Więc zapytał, chociaż nie wiedział czy nadal ma do tego jakiekolwiek prawo.
Neville Longbottom
Po tylu latach nieobecności i tym co między nimi zaszło, kiedy rozstawali się w szalejącej burzy uczuć i emocji, spodziewał się raczej zdawkowej, jedynie zabarwionej grzecznością odpowiedzi. I tak z początku sądził, kiedy usłyszał jej cichy, nieco zmęczony, lecz pewny głos. Ot, zwykła konwersacja między dawno niewidzianymi znajomymi. Dopiero kiedy poruszyła wątek ich dawnej, wspólnej pracy, niosącej ze sobą tyle wspomnień, niekiedy bolesnych, rozdzierających dawno zabliźnione rany, a niekiedy pełnych pasji i zapomnienia w nawałnicy uczuć, dopiero wtedy w całej jego postawie odezwała się czujność i chęć obrony na słowny atak, który mógł nigdy nie nadejść, albo przyjść już za sekundę.
OdpowiedzUsuń- Bycie Aurorem przestało mieć sens, kiedy ostatni Śmierciożerca noszący Mroczny Znak zginął, lub rozpoczął powolne gnicie w Azkabanie - powiedział twardo, nie patrząc na nią, walcząc z własnymi demonami próbującymi wydostać się z głębi umysłu, gdzie pogrzebał je pod grubą warstwą wspomnień budzących go niemal każdej nocy z potem perlącym się na czole i przyspieszonym oddechem. Być może bycie Aurorem przestało mieć sens dużo wcześniej i z zupełnie innego powodu, jednak Neville uparcie nie dopuszczał do siebie takich myśli, przyjmując jedyne słuszne, bezpiecznie i racjonalne wyjaśnienie swojego odejścia z pracy w Ministerstwie.
Kolejne słowa Ursuli wyrwały go z odrętwienia, a może to jej bliskość, którą nagle poczuł gdzieś koło lewego ramienia, kiedy podeszła do barierki. Wszędzie poznał by perfumy, których mgiełką była otoczona. Przez lata prześladowały go na ulicach Londynu, ciągnąc się delikatną smugą zapachu za obcymi mu kobietami i przywodząc na myśl wspomnienia z lat, kiedy mimo bólu, krwi na rękach, adrenaliny i niebezpieczeństwa, czuł się szczęśliwym człowiekiem.
- Gdyby przeszkadzała mi twoja obecność, nie przyjąłbym cię na stanowisko nauczyciela w tej szkole - odpowiedział zgodnie z prawdą, uważnie badając wyraz jej twarzy, szukając najmniejszego drgnięcia mięśni czy mrugnięcia powiek - Ministerstwo, owszem, może polecić czyjąś kandydaturę, jednak ostateczna decyzja wciąż należy do dyrektora. Tak prowadził szkołę Albus i tak prowadzę ją ja. Więc nie, nie przeszkadza mi to, że będę widywał cię w Wielkiej Sali, na korytarzach czy podczas zebrań Rady Pedagogicznej.
Przerwał swój wywód, słysząc jej wątpliwość w to, że mogliby zostać znajomymi z pracy, tak jak większość normalnych ludzi w ich wieku. Gdyby musiał teraz odpowiedzieć na tak postawione pytanie, nie potrafiłby tego zrobić. Było zbyt wiele kwestii, które pozostały między nimi nierozwiązane. Zbyt wiele niedomówień i nie do końca wygaszonych uczuć podsycanych wspomnieniami. Niemal z wdzięcznością przyjął fakt zadania kolejnego pytania przez Ursulę, z urzędu czując się zwolnionym z odpowiedzi. Jednak tą chwilę później, jaką potrzebowała kobieta na sformułowanie kolejnego zapytania, zaczął kląć w myślach w najgorsze z możliwych znanych sposobów.
Hannah, jego żona. Kobieta, która rozumiała go bez słów. Nosząca w sobie tyle samo demonów i ran co on. To ona podsuwała kubek z wodą i ocierała pot z czoła podczas kilku pierwszych lat bezsennych nocy w ich małżeństwie. Jednak pewne rany nie goją się nigdy, zwłaszcza te zadane słowami, tnącymi duszę głęboko i w taki sposób, że nie można tego nigdy zapomnieć. Nie chce się zapomnieć i to sprawia, że dotychczasowa wspólna droga, zaczyna rozwidlać się w coraz bardziej widoczny sposób, a po dwóch ścieżkach biegnących w różnych kierunkach nie da się iść trzymając się za ręce.
- Obowiązki dyrektora zajmują lwią część mojego czasu, a Hannah ma urwanie głowy w Dziurawym Kotle... - zaczął cicho, a wtedy ona podeszła blisko, kładąc drobną dłoń na jego policzku. I chociaż nie była to jawna czułość on czuł jak ten dotyk pieści skórę w niemal intymny, tylko dla nich dostępny sposób - Ursula... - wyszeptał jej imię, zamykając oczy, by choć na moment uwolnić się spod jej palącego spojrzenia. Nic z tego, gdyż wciąż czuł jej, wydawałoby się, dawno zapomniany dotyk.
Neville
Czy gdyby jej nie chciał, gdyby nie był gotów na to by cała przeszłość stanęła mu przed oczami. By oglądać ją, wspominać codziennie, kiedy tylko spojrzy na tą konkretną kobietę mijając ją na korytarzu czy przy posiłku, czy przyjąłby ją w mury Hogwartu? Odpowiedź była oczywista.
OdpowiedzUsuń- Nie. Nie podpisałbym papierów, ale jesteś zbyt dobra w tym co robisz by cię ignorować, a te dzieciaki zasługują na najlepszych nauczycieli - otworzył oczy, a ona wciąż tam stała. Wciąż trzymała dłoń na jego policzku i teraz wpatrywała się w głębinę jego spojrzenia, chcąc coś stamtąd wyczytać.
To co zrobiła później było niebezpieczne. Głównie dlatego, że delikatny dotyk, którym go obdarowała, mocno naruszał jego pokłady samokontroli. Naprawdę wiele wysiłku potrzebował włożyć w to, aby nie odsunąć się od niej. Nie, nie było w tym nic nieprzyjemnego, wręcz przeciwnie. Dlatego chciał uciec. Dlatego czuł, że musi, jeśli wciąż miał pozostać dobrym, szlachetnym, wiernym Gryfonem. I kiedy już niemal podjął decyzję, ona przywarła do niego, jakby był ostatnią deską jej ratunku.
Ciepło jej drobnego ciała wstrząsnęło nim. Nie czuł go tak dawno, a kiedyś miał je na wyciągnięcie ręki. Codziennie wracała do jego lóżka, uśmiechnięta nawet wtedy, kiedy praca aurora porządnie dawała się we znaki. Nawet wtedy, kiedy on wciąż widział pod powiekami zielone światło, a na języku czuł gorycz Avady, ona potrafiła jednym dotykiem, jednym szeptem i pocałunkiem sprawić, by skupił się tylko na niej. By na moment stała się całym jego światem, a on mógł odpocząć.
A teraz? Teraz nawet nie drgnął, mając jej ciało tak blisko siebie. Wystarczyło tylko wyciągnąć ramiona. Opleść je dookoła jej tali, zatrzymać ją dla siebie, utonąć w zapachu jej włosów. Powiedzieć, że nigdy nie powinien był jej zostawiać, nie powinien był odchodzić. Nie zrobił nic, słuchając tylko jej słów, przyjmując pocałunek i dotyk, którego nigdy więcej nie powinna mu ofiarować. Nigdy!
Powinien pozwolić jej odejść, więc właściwym było to, że znów nie zrobił niczego, kiedy wyszeptała słowa tęsknoty, a później przeprosin. Nie zrobił niczego, kiedy jej dłonie odsunęły się od niego, a wraz z nimi ona cała. Chłód ogarnął jego ciało. Zrzucił to na poczet przebywania na wysokiej wieży, gdzie wiatr igrał jak chciał, a nie na brak jej bliskości. Pozwolił jej odejść, odwracając się do niej plecami, by nie widzieć cienia zawodu na jej ładnej twarzy. By nie widzieć jak znów wyślizguje mu się z rąk.
Był Gryfonem, a to całkowicie nie po gryfońsku wdawać się w romans będąc żonatym facetem. Co całkowicie nie po gryfońsku chcieć szczęścia, kiedy w domu nie czeka nic poza przywiązaniem. Po gryfońsku było zostać wiernym swoim decyzjom i dochowywać przysięgi, a on jedną złożył, podczas ceremonii małżeństwa. To całkowicie nie po gryfońsku aby... och pieprzyć to!
- Ursula! - ruszył w dół, schodami którymi wcześniej zeszła kobieta. - Ursula! - dostrzegł ją jak znika za załomem korytarza, już na samym dole Wieży Astronomicznej. - Zaczekaj! - zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy złapał ją za nadgarstek, a ona odwróciła się w jego stronę w moment zakładając maskę na twarz. - Posłuchaj... - zaczął wypuszczając jej rękę, jednak nie odsunął się, górując nad nią i patrząc w jej oczy. - Naprawdę cieszę się, że tu jesteś. Nie obiecam ci niczego. Mam swoje zobowiązania i jest Hannah. To trudne i skomplikowane, ale nie chcę, żebyś ukrywała się przede mną. Żebyś mnie unikała. Twoja przyjaźń wciąż wiele dla mnie znaczy - oczy przybrały łagodny wyraz, a on sam uśmiechnął się niepewnie, kiedy odgarniał kosmyk jej włosów za ucho. - Co powiesz na kubek gorącego kakao przed snem? Założę się, że skrzaty będą zachwycone, kiedy pojawimy się teraz w kuchni.
Nev