2 września 2017

If you sexy then flaunt it

Christopher Zabini
były Ślizgon | idealny wnuczek | 13.02
Magiczne Dowcipy Weasleyów w Hogsmeade
cis, włókno ze smoczego serca, 13 cali, wyjątkowo giętka
Często widzisz, jak przemyka po zmroku bocznymi uliczkami Hogsmeade. Bystre spojrzenie miga ci co jakiś czas, masz wrażenie, że to on śledzi ciebie, a nie na odwrót. Nie masz pojęcia, czy na jego ustach błąka się uśmiech, czy może raczej grymas pogardy tak typowy dla arystokratów. Chciałbyś dowiedzieć się, co czai się za fasadą tego intrygującego młodego mężczyzny pracującego w obleganym sklepie Weasleyów. Uprzejmą rozmową zabawia klientów i tylko sobie znanym sposobem sprawia, że nikt nie wychodzi stamtąd z pustymi rękami. Idealny handlowiec, czyż nie? Omami urokiem i wciśnie ci nawet najtańszy gadżet. Zapłacisz. Dopiero na ulicy dojdziesz do wniosku, że tak naprawdę tego nie chciałeś. Nie będziesz jednak próbował zwracać. W końcu powiedział, że na pewno ci się jeszcze przyda...
Wiesz, że dopiero co ukończył Hogwart. Prawie wszyscy pamiętają króla każdej imprezy, najlepszego pałkarza w drużynie Slytherinu, legendę szkoły. Zawsze sprawiał wrażenie, jakby nic go specjalnie nie obchodziło, wszystko przychodziło mu samo z siebie, jakby nigdy w życiu nie musiał się o nic starać. Nie spodziewałeś się, że ktoś taki wyląduje na stażu w Dowcipach Weasleyów...
Chodząca sprzeczność | Ognista najlepszym lekarstwem | Bilard nałogiem
Hipnotyzujące brązowe tęczówki | Podrywacz po babci
poddasze nad sklepem nowym domem
właściciel leminga górskiego

odautorsko

10 komentarzy:

  1. Dziwny zbieg okoliczności wydawał się splatać ze sobą ich losy. Jak dwójka tak podobnych sobie ludzi stała się sobie tak bliska? Jak przetrwała ta damsko-męska przyjaźń, w którą podobno mało kto wierzy? Jak to się stało, że uderzył w nich jednocześnie podobny rodzaj bólu i w podobny sposób starali się z nim walczyć? Jak wpadli w swoje ramiona, kiedy przecież były ostatnimi, w których powinni się znaleźć? Jak to się stało, że ich ciała tak idealnie zgrały się ze sobą, że iskry pożądania, które przeskakiwały między nimi doprowadzały ich do tak niesamowicie uzależniającej rozkoszy? I czy musieli to wszystko wiedzieć?
    Słysząc jego odpowiedź, uśmiechnęła się szerzej, patrząc mu w oczy, które lśniły tym pięknym, czekoladowym odcieniem, zdającym się ostatnio mącić Liv w głowie. Jęknęła cichutko, gdy przycisnął ją do siebie mocniej, ale chciała być właśnie tak blisko. Czuć jego zapach, jego ciepły oddech na swojej skórze, niemal słyszeć bicie jego serca i rozkoszować się dotykiem jego dłoni, które śmiało błądziły po jej ciele. A gdy znów przycisnął ją do ściany, a jego usta musnęły po raz pierwszy delikatną skórę jej szyi, fala jeszcze bardziej intensywnego gorąca rozlała się po jej ciele, które z każdą chwilą było coraz bardziej głodne, choć na spełnienie czekało cierpliwie. Oddychała nieco szybciej niż zazwyczaj, ale wciąż spokojnie, jakby wszystkiego, co się działo była stuprocentowo pewna. Dopóki Zab nie wspomniał o babci.
    Liv podejrzewała, że ta wie o wszystkim doskonale, tak jak wiedziała zawsze, dzięki swojemu uważnemu oku, które prawdopodobnie w wielu sytuacjach dawało jej przewagę. Jednak tym razem nie chodziło o jakąkolwiek sytuację. Chodziło o sekret, który musieli ukrywać, o którym nie powinni wspominać nikomu.
    — Powiedziałeś jej? — spytała cicho, marszcząc nieznacznie brwi, ale nie była zła, nawet jeśli odpowiedź miałaby być twierdząca. Z resztą, podejrzewała, że chłopak nie musiał nic mówić. Jego babcia była osobą, która znała go prawdopodobnie najlepiej na świecie i Liv nie byłaby zdziwiona, gdyby ta po prostu się domyśliła. Poza tym, u niej ich sekret był bezpieczny, bo nigdy nie zrobiłaby nic przeciwko swojemu wnukowi, nic, co mogłoby mu zaszkodzić.
    — Dziwnie się z tym czuję. — przyznała jeszcze ciszej, jakby to było coś, co zupełnie do niej nie pasowało. Tak samo jak delikatny rumieniec, który nagle pojawił się na jej twarzy, i mina, która ewidentnie świadczyła o pewnym dyskomforcie, i fakt, że jej noga zsunęła się z biodra chłopaka. — Sypiam z jej wnukiem, z którym kompletnie nie powinnam sypiać, z którym nie chcę wymieniać się obrączkami, i z którym wykorzystujemy się nawzajem, żeby było nam lepiej. Jak mam jej spojrzeć w oczy? — uśmiechnęła się z tak uroczą nutą bezradności, że przez moment wydawała się zupełnie nie pasować do Olivii Greengrass. Ona przecież nie przejmowała się jeszcze ani razu tym, z czyim wnukiem sypia. Ale teraz chodziło o kobietę, która głaskała ją po główce i przynosiła jej kakałko do łóżka, gdy była dzieckiem. — Co my robimy? — westchnęła po chwili, znów wracając spojrzeniem do oczu chłopaka i pokręciła lekko głową, jakby z niedowierzaniem. Jednak nie mogła się powstrzymać i nawet nie chciała, więc zaraz powoli i delikatnie przyciągnęła chłopaka do siebie, zaciskając palce na połach jego marynarki, po czym złożyła na jego ustach czuły, choć w jakiś sposób również elektryzujący pocałunek.

    Liv

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Co prawda chyba nie miałyśmy przyjemności razem wątkować, ale nie mogę przejść obojętnie koło tak fajnej postaci. Co prawda póki co na blogu jest tylko moja Chloe, ale dojdą mi jeszcze dwie panie, w tym Rose Weasley do której Cię serdecznie zapraszam. Skoro Zabini pracuje w Dowcipach Weasleyów to chyba wypada by się znali, prawda? : D]

    Chloe, Rose, Ursula

    OdpowiedzUsuń
  3. Odetchnęła nieco z ulgą, gdy Zab pokręcił głową, dając tym samym znać, że nic babci nie powiedział. Liv chyba wolała zostawić to co między było w sferze domysłów, nie tematu do rozmów przy śniadaniu. Tak było lepiej dla wszystkich. To nie zmieniało jednak faktu, że Adalynn Zabini wiedziała. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością. I nic dziwnego, że dla Olivii nie było to zbyt komfortowe, chociaż chyba jeszcze mniej komfortowo dziewczyna czuła się z tym, że na jej policzkach właśnie zakwitły delikatne rumieńce, i co gorsze – że Zab to dostrzegł. Zaraz jednak była już zdecydowanie za blisko, by jakiekolwiek rumieńce miały znaczenie, a pocałunek, który złożyła na jego ustach, wydawał się jednocześnie być rozpaczliwy jak pożegnanie, jakby miał być tym ostatnim, ale także wyrażał nadzieję, bo przecież oboje wiedzieli, że to nie koniec. Mogli dać sobie dziesiątki takich pocałunków tego wieczoru, ale następnego dnia znów będą pragnęli kolejnych i nie zawahają się, by je mieć. Dopóki im to pomagało i nikogo tym nie krzywdzili...
    Pozwoliła mu się odsunąć, a kiedy ich spojrzenia się spotkały i wprost w jej wargi wymruczał to jedno słowo, coś w niej pękło. Miała wrażenie, jakby właśnie teraz mieli podjąć tę najważniejszą decyzję, jakby jeszcze w tym momencie mogli się wycofać bez konsekwencji, bo później już nie będzie tak łatwo. Czy chcą być dla siebie wciąż najlepszymi przyjaciółmi i największym wsparciem, czy wolą położyć to wszystko na szali i wejść w układ, którego poziomu ryzyka nawet nie dało się przewidzieć? Czy mogła wciąż być jego słoneczkiem, kiedy jednocześnie była jego kochanką?
    Zacisnęła palce na jego dłoni, zupełnie nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa. Czuła łzy zbierające się w oczach i ból brzucha ściśniętego z nerwów. Czuła się jednocześnie doskonale i okropnie. Czuła, że chce i że nie powinna. Że robi dobrze i bardzo źle. Ale tak, przy tym wszystkim jego bliskość wciąż wydawała jej się tak zaskakująco naturalna. I jego dłoń sunąca po jej udzie, wzbudzając przy tym w niej jeszcze większe pożądanie. Zamknęła oczy, rozkoszując się tym momentem, odwlekając decyzję tak długo jak się da. Otworzyła je jednak, gdy tylko Zab znów się odezwał, a zaraz jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
    — Nie chcę tam wracać. — szepnęła, trochę unikając odpowiedzi i ułożyła dłoń na policzku chłopaka, by zaraz nakierować jego twarz na swoją. — Na przyjęcie. — doprecyzowała i zmarszczyła brwi. Głupie pomysły chodziły jej po głowie… — Ale nawet nie mieliśmy okazji zatańczyć. — Uśmiechnęła się szerzej, a jej brwi uniosły się wysoko. — Mogę Pana prosić? Potem pójdziemy na górę, zostaniemy na dole, cokolwiek zechcesz.
    Jego spojrzenie, ten wyjątkowy błysk w jego oczach i cudowna bliskość – tylko, a może aż to sprawiło, że decyzja okazała się być całkiem prosta. Jeśli miała teraz wybierać między przyjaźnią, a przyjaźnią i czymś poza tym, wiedziała doskonale czego pragnie, nawet pomimo że było to niebezpieczne. To była ważna decyzja i może wydawało się, że Liv podejmuje ją bez zastanowienia, w ułamku sekundy i dosłownie przyciśnięta do ściany, z pożądaniem rozpalającym krew w jej żyłach. I może to nie były najbardziej sprzyjające warunki, ale gdzieś tam czuła, że robi dobrze i właśnie tego chce, że to właśnie jest dla niej tak niesamowicie naturalne, że pragnie go i wcale jej się nie widzi, by przestać. Że chce całować go pod jemiołą, zatańczyć z nim pierwszy taniec w tym roku, zasnąć i obudzić się w jego objęciach i z jego pomocą leczyć swój ból, a także pomagać mu leczyć jego. Chciała wszystkiego, znacznie więcej niż powinna i trudno. Przecież podobno zawsze dostawała to, czego chciała. Teraz chciała tego.

    jak to jest aczytalne to przepraszam
    ale SŁONECZKO już samo nie wie co myśleć...
    Liv

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ojciec Rose pomaga przy prowadzeniu Magicznych Dowcipów Weasleyów więc zakładam, że Rosie byłaby tam często. Więc może zaprzyjaźniłaby się z Zabinim? Byłby dla niej takim świetnym kumplem, niczym jak starszy brat? : D A co do samego wątku... Burza mózgów, proszę xD]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciała dać mu dokładnie to, czego pragnął, ale jednocześnie sama potrzebowała chyba chwili oddechu, a przecież wiedziała, że pozwoli jej na to bez najmniejszego problemu. Był jej przyjacielem i właśnie to było między nimi najważniejsze, więc zaakceptowałby każdą jej decyzję, nawet jeśli teraz na jej wahanie reagował tylko widoczną we wszystkich jego gestach prowokacją. I naprawdę chciała się temu tak po prostu poddać, utonąć w jego ramionach i pozwolić ich ciałom zgrać się w idealnym rytmie, który potrafił tak mocno i uzależniająco uderzyć do głowy, ale nie potrafiła. Decyzja była podjęta i Liv nie miała zamiaru jej zmieniać, ale musiała się z nią pogodzić, musiała spojrzeć mu w oczy choć na moment i dostrzec w nich nie tylko pożądanie, ale także to, co sprawiało, że nie mogła się już wycofać, bo tylko ten układ był tak wyjątkowy i tylko on był ich szansą na odczuwanie czegoś więcej niż ból i tęsknota.
    Pokiwała głową, gdy zdziwiony zapytał czy naprawdę chce zatańczyć, ale jego uśmiech jakoś utwierdził ją w przekonaniu, że nie jest to zły pomysł.
    — Oczywiście, że powinieneś. — odparła z przekąsem i ułożyła swoją dłoń na jego dłoni, którą to wyciągnął w jej kierunku. Z uśmiechem obkręciła się po jego ramieniu tak, że zaraz wylądowała u jego boku, zmierzając razem z nim do salonu.
    Uwielbiała to miejsce. Spędzili w nim niezliczoną liczbę godzin i wydawało się, jakby było już tylko ich. Rodzice Zaba zazwyczaj znajdowali dla siebie jakieś inne miejsca, babcia zdecydowanie wolała drugi, mniejszy salon, a ten, w którym tylko od czasu do czasu odbywały się bankiety, był dla nich. To tu w wielkiej skrzyni stojącej nadal pod oknem, ukryte mieli kiedyś wszystkie zabawki. To tu na ścianie wisiała jego pierwsza miotła. To ona wybrała miękki dywan, leżący niedaleko kominka (nadal nie wiedziała jak udało jej się przekonać panią Zabini do tego cuda). To ich zdjęcia wciśnięte były do trzeciej szuflady od dołu w komodzie stojącej po lewej stronie od wejścia. To tu postanowili (jakkolwiek głupio to nie brzmi), że będą przyjaciółmi już na zawsze. I to tu położyli to na szali, bo tu właśnie pocałowali się po raz pierwszy, zmieniając tym wszystko.
    Oparła się łokciem o fortepian i spokojnie obserwowała jak Zab siada na stołku, który stał w tym miejscu od zawsze, a jego palce powoli przesuwają się po białych i czarnych klawiszach i zaraz zaczynają naciskać na nie, by wydobyć z wnętrza instrumentu dźwięki tak doskonale im obojgu znane, że niemal wywołujące wzruszenie.
    Liv miała wrażenie, jakby te ostatnie dni zmieniły tak wiele, że teraz wszystko, co było wcześniej wydawało się odległym wspomnieniem, które teraz może nie do końca się rozumie. Dlaczego nigdy wcześniej nie spróbowali?
    Przymknęła oczy i wsłuchiwała się w tę przepiękną melodię, czekając aż fortepian się jej nauczy, ale w końcu nie wytrzymała, więc powolnym krokiem podeszła do chłopaka i usiadła obok niego opierając skroń o jego ramię. W końcu instrument zaczął grać sam, powtarzając ich piosenkę od nowa, a wtedy oboje podnieśli się i zaczęli tańczyć walca, którego babcia Zabini uczyła ich jak mieli nie więcej niż 10 lat i którego później zawsze tańczyli, gdy tylko mieli okazję. To była ich melodia, ich taniec, ich moment. I właśnie o to chodziło. By zawrócić sobie takimi momentami w głowie i nie myśleć o tym, o czym powinni powoli zacząć zapominać.
    — Cieszę się, że jesteś. — mruknęła i uśmiechnęła się delikatnie, zerkając Zabowi w oczy. — Obiecaj, że zrobisz wszystko, żebyśmy tego nie spieprzyli przez nasze głupie wspaniałe pomysły. — W jej spojrzeniu na jeden moment pojawił się cały ból, z którym właśnie walczyli, tak jakby ten widok miał przekonać Zaba, że jest o co. Bo przy nim już nie czuła tego bólu i miała szansę być spokojna i bezpieczna, jeśli tylko pozbędzie się strachu o ich przyjaźń – jedyne, na czym naprawdę mocno jej zależało, jedyne, w co wierzyła, że będzie na zawsze.

    Liv

    OdpowiedzUsuń
  6. Poruszała się łagodnie w rytm melodii, która wydawało się, jakby sama ich niosła. Nie musieli się starać, nie musieli uważać, by nie podeptać się po palcach. Znali każdą nutę na pamięć i siebie nawzajem również. Więc Liv patrzyła tylko w jego oczy, które spokojnie wpatrywały się w jej własne. I może samym tym spojrzeniem nie wyciągał z niej bólu, ale jego słowom dość dobrze udało się go zagłuszyć, bo mówił to wszystko z taką pewnością, jakby wiedział co robi, co oboje robią. Uniosła delikatnie kąciki ust i wtuliła się w chłopaka, by zaraz pocałować go w szyję jakby tym dość niewinnym gestem chciała osłodzić mu wszystkie spieprzone sprawy, które być może właśnie przemykały przez jego myśli.
    — Tak jakbym kiedykolwiek chciała się Ciebie pozbyć... — mruknęła ironicznie i powoli zaczęła zapominać o tańcu, który już sam naturalnie odchodził na dalszy plan. W końcu oboje zatrzymali się, a Liv odsunęła się nieznaczne, na tyle, by móc spojrzeć przyjacielowi w oczy. — Okej, w takim razie jestem pewna. — odparła, a jej twarz rozświetlił wyraźnie zadowolony uśmiech. — Koniec wątpliwości, zastanawiania się, analizowania co powinniśmy, a czego nie… — Nagle przerwała, jakby w pół zdania, odetchnęła głęboko, a potem przysunęła się bliżej i delikatnie musnęła jego wargi swoimi, jednocześnie powoli zsuwając marynarkę z jego ramion. To był ich moment, ich miejsce, ich melodia, podobno mieli czas, a z wciąż towarzyszącą im odrobiną ryzyka nauczyli się już chyba funkcjonować.
    Przygryzła lekko jego dolną wargę, by zaraz przesunąć się z pocałunkami na linię szczęki, a później szyję, w międzyczasie wprawnymi ruchami rozpinając guziki jego koszuli, jeden po drugim. W końcu ta opadła na podłogę, a wtedy Liv zacisnęła lekko dłonie na bokach chłopaka i zaczęła gorącymi i wilgotnymi wargami znaczyć ślad na jego torsie, przesuwając się niżej, i niżej, i niżej…

    Ich ubrania porozrzucane były po kamiennej podłodze, kolejny raz mnąc się i przecząc tym samym wszelkiemu perfekcjonizmowi, do którego oboje byli przyzwyczajeni. Miękki koc zsunięty w pośpiechu z kanapy przykrywał częściowo ich nagie ciała, przyciśnięte do siebie, jakby wręcz rozpaczliwie potrzebowali bliskości lub ciepła, mimo że ogień trzaskający w kominku wydawał się do tego celu wystarczający. Włosy Liv, wcześniej ułożone w idealne fale, teraz w zupełnym nieładzie rozsypane były na jego ramieniu. Jej gorący oddech wciąż się uspokajał, wciąż czuła ślady rozkoszy rozpływającej się po jej ciele, pamiętała smak jego pocałunków i dźwięki, które niekontrolowanie wyrywały się z ich gardeł.
    Nagle jej wzrok padł na stojącą w kącie choinkę i atrapy prezentów, leżące tuż pod nią, co przypomniało jej o niewielkim zawiniątku, które w tym momencie znajdowało się na dnie jej szafy.
    — Prezent. — szepnęła bardziej do siebie niż do Zaba i zerwała się z miejsca. — Zapomniałam prezentu! Zaraz wracam. — I już miała wstać, nałożyć sukienkę, za pomocą sieci Fiuu przenieść się do domu, by wziąć prezent i czym prędzej z nim wrócić, ale dłoń Zaba zacisnęła się nagle na jej nadgarstku i przyciągnęła ją znów do niego. — Okej. — uspokoiła go, uśmiechając się przy tym lekko. — Nigdzie nie idę.

    Liv

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć, przepięknie dziękuję za tak miłe słowa i tak sympatyczne powitanie! Aż człowiek ma ochotę tutaj zostać jak najdłużej i być w tymże miłym gronie autorów. Hm... Przyznam, że poświęcam dużo czasu na wymyślenie czegoś konkretnego dla powiązania bo zawsze staram się, aby to miało ręce, nogi a czasem może nawet i głowę więc byłoby mi łatwiej wiedząc co z tą Twoją Puchoneczką. Chyba, że będziesz miała ochotę na dwa wątki wówczas mogę coś wymyślić i dla Zaba i Lysa :)]

    LYSANDER SCAMANDER

    OdpowiedzUsuń
  8. Była przekonana, że prezent, który wybrała dla Zaba jest trafiony i nie ma opcji, żeby mu się nie spodobał, a kiedy tylko sobie o nim przypomniała, jak najszybciej chciała mu go wręczyć. Chciała zobaczyć jego minę, jego uśmiech i lekkie zdziwienie, że znów trafiła doskonale. Zawsze trafiała doskonale, bo jeśli nie miała pomysłu na prezent to po prostu go nie wręczała. I kończyło się to tak, że czasami Zab budził pewnego marcowego dnia z paczką tuż przy łóżku, opakowaną w ozdobny papier, przewiązaną błyszczącą wstążką, do której przypięty był bilecik z napisem Wesołych Świąt. Dziwne? Być może, ale lepsze to niż książka, której nie będzie chciał przeczytać, kolejny zestaw do polerowania miotły, krawat, żel pod prysznic albo Fasolki Wszystkich Smaków.
    Kiedy jednak poczuła jego dłoń na swoim nadgarstku, wiedziała, że prezent może poczekać i właściwie ona również nie chciała nigdzie iść. Zsunęła się z jego torsu, na który przed chwilą opadła i rozkoszowała się jego bliskością, mrużąc lekko oczy jak zadowolony kociak.
    — Od kiedy jest Pan taki romantyczny, Panie Zabini? — mruknęła wprost w jego usta, które w końcu znalazły się milimetry od jej ust. Nie chciała jednak usłyszeć odpowiedzi. Chciała dokładnie tego, co dostała.

    Odwzajemniła jego pocałunek, na początku bardzo delikatny, a później tak cudownie namiętny, że w jej ciele znów zaczęły zachodzić te wszystkie reakcje, które dopiero co zdążyły się uspokoić. Kiedy chciał się odsunąć, przygryzła leciutko jego dolną wargę, jakby chciała go tym zatrzymać, ale zaraz zaśmiała się cicho i sama cofnęła się o centymetr.
    W reakcji na jego słowa uniosła brwi w lekkim zdziwieniu, ale przy tym uśmiechnęła się szeroko.
    — Jasne. — odparła, ale tym razem nie zerwała się od razu. — Poza tym i tak chyba musimy już stąd zmykać. Drzwi w Twoim pokoju przynajmniej mają zamek, a ja wolałabym nie zostać przyłapana przez Twoją babcię. Zwłaszcza tu. — jej czyny nie miały jednak dużego związku z jej słowami, bo mówiąc to sunęła wargami po jego szyi, zatrzymując się dopiero na obojczyku. — Dobra, chcę ten prezent! — rzuciła, jak gdyby nagle zmieniła zdanie, podniosła się, pociągając koc za sobą (oczywiście nie przejęła się zbytnio, że zostawia Zaba nagiego na dywanie) i owinęła się nim dość niedbale. Optymistycznie zakładała, że nikogo nie spotkają w drodze na górę i była w stanie zaakceptować taką dozę ryzyka, ale w razie niepowodzenia wolała nie występować przed Adalynn Zabini ubrana wyłącznie w diamentowe kolczyki. A nie uśmiechało jej się również nakładanie od nowa sukienki, będąc pewną, że za moment ktoś ją z niej zdejmie.

    Liv

    OdpowiedzUsuń
  9. Podniosła z podłogi tylko szpilki, sukienkę bez najmniejszych wątpliwości zostawiając w rękach Zaba, który zgarnął ją niczym trofeum. Potem podeszła do kanapy i wśród miękkich poduszek zaczęła szukać spinek chłopaka, które wcześniej nieco bezmyślnie (bo w pośpiechu) tam rzuciła. W końcu je odnalazła, a wtedy wróciła do przyjaciela i skradła mu jeszcze jeden szybki pocałunek, po którym Zab zagroził, że zaraz zdejmie z niej ten koc i nigdzie nie pójdą, a babcia przyłapie ich na tym, czego zdecydowanie nie powinna widzieć. Wtedy Liv rzuciła się do ucieczki i starając się nie potknąć o rąbek koca lub jeden ze schodów, dotarła do drzwi i dotknęła ich otwartą dłonią na znak, że była pierwsza. Zawsze była pierwsza, bo jej cudowny przyjaciel zawsze dawał jej fory, mimo wielu kłótni o to, że ma tego nie robić (i wrzucać ją w śnieg tak samo dotkliwie). Tym razem jednak musiała dotrzeć pierwsza, bo nie uśmiechało jej się narażanie Adalynn Zabini na takie widoki tuż po wejściu do domu (ani kiedykolwiek).
    Uśmiechnęła się, widząc, że po wejściu do pokoju Zab w końcu zamyka drzwi na klucz, a kiedy rzucił ich ubrania w kąt, zmarszczyła zabawnie brwi i spiła z jego ust delikatny pocałunek, którym ją obdarzył. Pragnęła jednak nieco więcej, co on momentalnie wyczuł (albo sam zmienił zdanie) i przyciągnął ją do siebie bliżej, zrywając z niej jedyny materiał, który osłaniał jej nagie ciało. Zaraz jednak przypomniał jej o prezencie, więc pozwoliła mu odsunąć się i po niego pójść. Z łobuzerskim uśmiechem obserwowała każdy ruch chłopaka, każde napięcie dobrze zarysowanych pod skórą mięśni, każde następujące po tym rozluźnienie i wszystko to, co do tej pory pozostawało nawet poza sferą jej wyobrażeń. Teraz miała wszystko.
    Uśmiechnęła się szerzej, widząc pięknie opakowane pudełko, a kiedy w końcu znalazło się w jej dłoniach, od razu chciała je otworzyć, ale Zab powstrzymał ją jeszcze na moment. Spojrzała na niego nieco zdziwiona, a po tym co powiedział uniosła brwi, odłożyła prezent na łóżko i pocałowała go raz jeszcze. To była jej obietnica.
    W końcu odsunęła się, minęła Zaba i usiadła na łóżku, by zaraz podnieść wieko papierowego pudełka, którego zawartości była wyjątkowo ciekawa, choć kilka typów pojawiło już jej się w głowie.
    — Och! — westchnęła i odwróciła wzrok na chłopaka, który już usiadł za nią. Ułożyła dłoń na jego policzku i pokręciła głową z niedowierzaniem. — To ja na cały wieczór rezygnuję z bielizny, ryzykując moją reputacją dla Ciebie, a Ty dajesz mi właśnie bieliznę? — zaśmiała się i zaraz wyciągnęła komplet z pudełka. Był piękny.

    OdpowiedzUsuń