8 lutego 2016

Always.



PRZEDMOWA



Nigdy nie obchodziłem walentynek, ale ostatecznie postanowiłem zaprosić Aniję na miłe spotkanie w bajecznej kawiarni Pani Puddifoot – osobiście nigdy nie lubiłem tego miejsca, choć prawdopodobnie Anija będzie zachwycona; dziewczyny chyba lubią takie słodkie kawiarnie, a jeśli nie, najwyżej dostanę za to solidnego kopniaka.
Właśnie zdałem sobie sprawę jak często o niej myślę; przyjaźnimy się prawie od początku naszej nauki w Hogwarcie, a z każdym rokiem stajemy się sobie co raz bliżsi – z tego co podpowiada mi oczywiście moja własna wyobraźnia, jednak po dziś dzień nie usłyszałem z jej ust żadnego potwierdzenia. Pomyślałem więc, że walentynki będą idealną chwilą, by wreszcie zapytać ją o konkrety. I wiecie co? Jestem pewien, że bylibyśmy naprawdę dobraną parą – pomijając nasze oddzielne zainteresowania, dogadujemy się tak, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. Poza tym, musiałbym chamsko skłamać twierdząc, że ona w ogóle mi się nie podoba. Oczywiście wśród tych wszystkich skromnych buziaków i wspólnych wieczorów, tak czy siak jestem dla niej wciąż przyjacielem. Jeszcze.
Założywszy nieco sprane jeansy i granatową koszulę, przejrzałem się w lustrze tak jakby oczyma Anji - raz z tyłu, raz z przodu, jeszcze kilka poprawek i ostateczne spryskanie kawałka ciała trwałymi perfumami, które dostałem z okazji nowego roku od ciotki Laury – w moim mniemaniu idealnie. Wiedziałem, że zapach się jej spodoba; pewnego razu wyskoczyliśmy razem do tutejszej perfumerii narobić trochę bałaganu. A później wyczytałem w jakimś szmatławcu, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie – i oto jestem!
Nie spodziewałem się, że w czarnych lakierkach droga stanie się dla mnie niczym lodowisko dla tańczących jeźdźców figurowych. Nic dziwnego, że co dwa kroki próbowałem złapać tak zwanego zająca – świadkiem wszystkiego była Anija, która przyglądała mi się spod wysokiej ściany kawiarni. Cholera jasna, czy naprawdę nie mogłem tego przewidzieć? Przecież w starej szafie chowałem całkiem solidne śniegowce – ale co z tego jak teraz było już po „ptakach”. Jasnowłosa przyjaciółka była już na wyciągnięcie ręki, dzieliło mnie z nią tylko kilka głębokich, mokrych zasp.
— Cześć biedroneczko — przywitałem się, chwytając ją w ramiona od razu, gdy tylko do mnie podbiegła. Bezapelacyjnie przygotowała się na dzisiejszy wieczór — założyła nawet te swoje wystrzałowe buty!
— Wybaczę spóźnienie pod warunkiem, że dostanę bukiet kwiatów – usłyszawszy z jej ust, odwróciłem się na pięcie, tracąc stabilność pod nogami. Zwinnie wyprostowałem plecy, by odzyskać równowagę w naprawdę dobrym momencie. Kwiaty - kto by pomyślał, prawda? Jasna sprawa, że nie miałem kwiatów, ale specjalnie na tą okazję byłem w stanie sprzedać jej porządną, śnieżną kulkę, za to, że postanowiła przypomnieć mi o tym dopiero teraz! Całkiem oryginalny prezent. Podbiegłem więc do jednego z pagórków i formując sporych rozmiarów kulę, odwróciłem się z uśmiechem, będąc gotów wycelować nią w dziewczynę.
— Dobra, dobra, wybaczam! — mówiła przez śmiech, co ostatecznie wykorzystałem twierdząc, że nic nie zrozumiałem z tego radosnego bełkotu. Wziąłem naprawdę niezły zamach jak na ten wiek i rzuciłem zbitym, białym puchem w jej stronę. I co najzabawniejsze – trafiłem! W sam czubek jej głowy. Miałem nie lada problem z ukryciem zadowolenia, dlatego szczerząc się w szerokim jak ocean uśmiechu, dałem kilka kroków w jej stronę.
— Jeden zero dla mnie — zaznaczyłem z uśmiechem.
Nie chciałem zrobić jej w żaden sposób krzywdy, ale znałem ją na tyle, iż byłem pewien, że nic jej nie jest. Mimo wszystko, podszedłem na dzielącą nas kilkunastocentymetrową odległość i położyłem swoje dłonie na jej wąskiej, filigranowej talii, prowadząc dziewczynę do budynku.
Otworzyłem drzwi i wpuściwszy ją przodem, zauważyłem jej delikatny uśmiech, który uświadomił mi sens moich „dżentelmeńskich” wyczynów. O tym też wyczytałem w szmatławcu - by zawsze otwierać drzwi przed wybranką swego serca.
Anija poprowadziła nas do jedynego, wolnego stolika, stojącego w kącie zapełnionej po brzeg sali. Nie było tu oczywiście nikogo innego, prócz znajomych kolegów i koleżanek, z którymi zarówno ja, jak i Anija łaziliśmy na lekcje, albo odbywaliśmy szlabany. Rozejrzałem się dookoła - właściwie każdy czuł się wyluzowany, a ja, biedny piętnastolatek, nie miałem pojęcia nawet gdzie położyć dłonie. Aż w końcu zostawiłem je w spokoju na własnych kolanach w obawie wyrządzenia nimi jakiś szkód. Zamyśliłem się przez chwilę, dobierając w głowie odpowiednie słowa, by rozpocząć rozmowę – pamiętaj, zaczynasz spokojnie, budujesz napięcie i przechodzisz do sedna – tak podpowiedziało mi to puste, badziewne czasopismo za dziewięć galeonów. Naprawdę, uwierzcie mi na słowo i nigdy nic nie kupujcie od miłej pani z ulicy Pokątnej.
Dopiero głos kelnerki sprowadził mnie na ziemię, ale nie usłyszawszy złożonego zamówienia i nie mając czasu na przejrzenie karty menu, postanowiłem jak najłatwiej skopiować słowa Aniji.
— To samo dla mnie — rzekłem z uśmiechem i przeniosłem wzrok na „jeszcze przyjaciółkę”.
Oczy błyszczały mi jak szalone, ale nie starałem się nawet tego ukryć – nie wtedy, kiedy Ona patrzyła w nie tak głęboko, jak nigdy dotąd. Chciałem móc przeobrazić w słowa wszystkie emocje, ale wyglądałbym jak ostatni dureń – czego naprawdę wolałem uniknąć, skoro i tak spaliłem się już na samym początku, ubierając głupie lakierki i zapominając o bukiecie kwiatów. Ale ludzie uczą się na błędach, prawda? Zatem wyluzowałem widząc, że Anija przymknęła na to oko. Choć możliwe, że ona nawet nie była świadoma, iż zaprosiłem ją na randkę – przyjaciel i randka? Czy ja do końca zwariowałem?
— Jak Ci mija dzień zakochanych? — zapytała spokojnie, przyglądając mi się dość badawczym wzrokiem do momentu, w którym jej włosy prawie zaczęły moczyć się w kubku ciepłej, zielonej herbaty z dodatkiem kawałków truskawek. Przy okazji, zdałem sobie sprawę, co zamówiłem... Kompletnie zniesmaczony. Nie pijałem zielonej herbaty, ale mimo wszystko starałem się nie dać niczego po sobie poznać - upijając zaledwie po kilka kropelek tutejszego wywaru, wyjadałem powoli kawałki owoców.
— Nudno — odpowiedziałem po sekundzie i oparłem się wygodnie o blado-różową sofę, która, musiałem przyznać, była naprawdę miękka.
— Najpierw pisałem esej na temat Asfodelusa, co zajęło mi cały poranek i kawałek południa. Swoją drogą wiesz, że Chropianki są małymi pasożytami, których długość dochodzi do jednej dwudziestej cala. Z wyglądu przypominają...
Gadałem, gadałem i gadałem jak zahipnotyzowany. Próbowałem się zamknąć, ale w pewnym momencie, kiedy uczucie stresu wzrosło, nie potrafiłem już zatrzasnąć swojej rozpędzonej paszczy. Zauważyłem, że Anija miała tego dosyć, ale to spowodowało we mnie jeszcze głębsze rozgadanie, niż wcześniej. Chciałem zwrócić jej uwagę, ale im bardziej się starałem, tym bardziej uciekała gdzieś wzrokiem – przy okazji zupełnie zapomniałem, po co tak właściwie ją tu zaprosiłem. Kiedy tylko zauważyłem zbliżającą się Violettę – przyjaciółkę Aniji – automatycznie zacisnąłem usta w wąski pasek, obserwując ich pogaduchy. Tak. Tak po prostu na to pozwoliłem, nie będąc świadom późniejszych konsekwencji. Na brodę Merlina!
— Idziemy do Miodowego Królestwa, chcesz się przejść z nami? — średniego wzrostu szatynka zwróciła się do - uwaga - mojej partnerki i oparła nonszalancko o blat, zachęcając Aniję delikatnym ruchem swych podkreślonych brwi. Wkurzyłem się. Ale miałem prawo, co nie? Mój zaplanowany wieczór pękł niczym bańka mydlana, skąpana w złocistym, wiosennym słońcu.
— Vladimirze — usłyszałem błagalnie — Chodźmy z nimi.
— Nie — wypowiedziałem, kręcąc głową — Chciałem spędzić ten wieczór tylko z tobą.
Czekałem na jej ostateczny ruch, a na resztę próśb w związku z wyprawą do Miodowego Królestwa, wzruszałem tylko nieznacznie ramionami.
— Nie będę słuchać o głupich Chro... coś tam. Idę się bawić — stanąwszy energicznie z krzesła, złapała za płaszcz i odwracając się na pięcie wyszła, nie pozwalając mi na jakiekolwiek wytłumaczenie. Zostałem więc sam. Z dwoma parującymi kubkami i moim rozgrzanym do czerwoności wnętrzem. Odprowadziłem całą gromadkę wzrokiem, przeklinając w myślach i siebie i ich – nawet się nie odwróciła - tak się właśnie kończą cholerne randki. Szczerze obiecałem sobie wykasować z głowy coś, co mianowało się dniem miłości.
Nie pozostało mi nic innego, jak zapłacić drobny rachunek, a potem udać się w swoje strony. Przyzwyczaiłem się do rozczarowań, dlatego po za zdenerwowaniem w związku z jej zachowaniem, czułem się tak, jak zwykle – normalnie. Byłem pewien, że Anija choć trochę adorowała moją osobę jakimś uczuciem. Jednak co jeśli mi się tylko wydawało? Może te kilka głębszych gestów wciąż zaliczało się do strefy przyjaźni? Cóż, miałem nadzieję, że dobrze się bawi – otaczały ją dużo ciekawsze osoby niż ja; ten który gada namolnie o zwierzakach.
Dochodziła dwudziesta. Policzyłem, że dojście do zamku, włącznie z wdrapaniem się na czwarte piętro, zajęło mi jakieś dwadzieścia pięć minut. Usiadłem na jednej z ławek, należącej do opuszczonej sali, w której niegdyś stało Zwierciadło Ain Eingarp. Potrzebowałem ciszy, która pozwoli mi na dokładne przewertowanie myśli. Czy jeden błąd, związany z moją pasją, naprawdę był w stanie wszystko zepsuć? Nie jestem przecież egoistą. Choć w jej oczach najprawdopodobniej już tak; cały czas przed oczyma miałem obraz, na którym wraz z Violettą, wychodziła uśmiechnięta po brzegi - a ja? Egoista i nudziarz.
Zdziwiłem się, słysząc ciche skrzypienie drzwi, które mimo wszystko nie wzbudziło we mnie żadnego, wielkiego strachu; postanowiłem mieć wszystko koło nosa. Jeśli to prefekt lub nauczyciel, trudno – oberwę minusowe punkty, dostanę sto szlabanów, a świat się nie zawali. Jednak dwa pierwsze kroki zdradziły mi obecność Aniji Oldien - ostatniej osoby, jaką chciałem ponownie spotkać.
— Nie chcę cię widzieć — wycedziłem w końcu — Idź sobie.
— Przepraszam, ja...
— Idź sobie — powtórzyłem głośniej, nie pozwalając jej dojść do słowa w taki sposób, w jaki ona nie pozwoliła wcześniej mi.
Czułem, że stoi za mną naprawdę blisko, ale nie zdobyła się ostatecznie na żaden gest, który miała w planach wykonać. Odwróciłem się mimowolnie, patrząc na nią tępym, pustym wzrokiem. Usta miałem zaciśnięte, a mięśnie twarzy wyraźnie się napięły. Zebrałem się na ostatnie zdanie, które było zwieńczeniem siedzącego we mnie żalu i rozerwania.
— Powiedziałem coś. Idź stąd.
— Nie chciałam — zdobyła się po chwili ciszy — Wiem, że zrobiłam źle. Jestem głupia, naprawdę nie chciałam.
Twardo zaparła się, kiwając przecząco głową. Gdyby odeszła, okazałoby się, że kompletnie jej nie znam. Mogę powtarzać do śmierci zdanie typu: „pójdź sobie”, a ona i tak nie ruszyłaby się na krok. Mogę się nie odzywać, odwrócić plecami – tak czy siak siedziałaby tu ze mną nawet do białego rana. Mogę się z nią kłócić – wróci z miną misia. Czy jest sens marnować to, co się ma? Nie. Nie, kiedy los zrzuca Ci na głowę takiego dzikusa.
Wstałem niepewnie, zerkając na nią z ukosa i odganiając ostatnie, dręczące mnie myśli. Nie minęła chwila, kiedy przyciągnąłem ją do siebie, ściskając mocno. Byłbym cholernie głupi pozwalając jej odejść.
— Nigdy więcej tego nie rób — wyszeptałem wprost do jej delikatnego ucha, za które swobodnie przełożyłem kosmyk niesfornych, jasnych włosów.

* * *

Kiedy odbiegam myślami do ówczesnych czasów -  gdy latałem po hogwarckich błoniach jako piętnastolatek - zdaję sobie sprawę jak beztroskie życie wtedy wiodłem. Za każdym razem widzę ile mogłem stracić i to ile straciłem, nie zwracając kiedyś na to uwagi. Dopiero po ponad dziesięciu latach zrozumiałem najważniejszą zasadę życia: Rób to, czego się boisz, bo inaczej nigdy nie poznasz drugiej strony medalu.

— Stare, dobre czasy — uśmiechnąłem się ciepło, upijając łyk zielonej herbaty, którą przez dziesięć lat naprawdę polubiłem. Podążyłem wzrokiem na twarz Aniji przyglądając się jej tak, jak kiedyś.
W tej samej kawiarni, w tym samym miejscu, starsi o dziesięć lat i, mam nadzieję, odrobinę mądrzejsi.

14 komentarzy:

  1. [Tak, tak, tak, pierwsza? Pierwsza! Przeczytałam wcześniej pierwszą notkę, więc jestem do przodu! Muszę przyznać, że musiałam się przyzwyczaić do Vlada w pierwszej osobie, ale ostatecznie się przemogłam i poszło już jak z płatka. Niezwykle urocze opowiadanie, no ale tego można było się spodziewać, bo Vlado to bardzo urokliwy przecież człowiek :) No i proszę - okazuje się, że także kochliwy! Ale nic nie można biedakowi zarzucić, ważne, żeby rzeczywiście z wiekiem mądrości przybywało. Nie wiem tylko dlaczego jeden czy dwa akapity nie są wcięte, ale to już moje paskudne czepialstwo. A teraz już idę odpisywać Ci na wątek <3]

    Ethel/Lucy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Dziękuję. Mnie też ciężko było przyzwyczaić się do pierwszej osoby, ale uf, udało się :D A akapity to sprawka html, zaraz mu pokaże gdzie raki zimują. Czekam na odpis <3]

      Usuń
  2. Ojej, cudownie Wam wyszły opowiadania! Szczerze mówiąc nie bardzo wiem co powiedzieć. Tak bardzo mi się spodobały jako całość, że mnie chyba zamurowało. Jeżeli się nie mylę to jest Twoja pierwsza notka fabularna na blogu prawda? Pisz ich więcej. Co prawda nie przepadam za czytaniem w pierwszej osobie, wyszło Ci to naprawdę zgrabnie. Jestem bardzo ciekawa jak się będą mieć dalsze losy tej dwójki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda. Jeśli będzie coś więcej od Karkarowa, to zapewne w trzeciej. Dziękujemy :)

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobało. Miło zobaczyć, że nawet taki mężczyzna jak Vladimir miał swoje wzloty i upadki,także w miłości i nie od razu umiał odpowiednio poprowadzić tego typu rozmowy. Dzięki temu, że notka została napisana w pierwszej osobie, lepiej można ujrzeć jego odczucia, co w sumie jest dobrym zabiegiem w tym przypadku i nawet nie widać, że rzadko piszesz w tej formie. Czytało mi się bardzo przyjemnie i mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze zobaczymy coś twojego autorstwa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, dlatego jest właśnie w formie pierwszoosobowej, bo chodziło tu głównie o ich uczucia :) Dziękuję, a na jakieś opowiadanko na pewno się jeszcze skuszę :)

      Usuń
  4. Jestem po prostu zachwycona tym, jakie to opowiadanie jest dobre, wow! Przeczytałam je chyba w jakąś minutę, a po skończeniu nie mogłam przestać się uśmiechać - uroczo. Dużo bardziej przypadła mi do gustu cicha i odrobinę zimna kalkulacja uczuć Vlada, niż wybuchy gniewu Aniji, no ale tu wynikły różnice w charakterze obu postaci.
    Ogólnie to chyba powinnam zasadzić autorce profesora małego kopniaka w tyłek... Jak to się stało, że wcześniej nie widziałam żadnej notki o Vladzie? One muszą się pojawić! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało!
      Myślę, że co nieco się jeszcze pojawi na temat profesorka. Musiałam się tu trochę zadomowić, a co! :D

      Usuń
  5. po za tym – poza tym
    spryskanie kawałka ciała trwałym perfum – co? :D trwałym perfum? trwałymi perfumami może?
    o to jestem – oto jestem
    Zaimków osobowych w opowiadaniach nie pisze się wielką literą.

    Fajny pomysł z opisaniem tej samej sytuacji z dwóch perspektyw. Narracja Vladimira spodobała mi się bardziej. Miły był z niego piętnastolatek, ciepły i wyrozumiały – i w sumie nawet nie trzeba tego szczególnie opisywać, czuć to w tej pierwszoosobowej narracji chociażby. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię, zaraz poprzestawiam wszystko na swoje miejsce. Cieszę się, że się podobało :)

      Usuń
  6. Mimo że czytałam o tym samym drugi już raz i mimo czasu, który upłynął od 1 opowiadania, to zdziwiłam się, że tak przyjemnie mi szła lektura. Nie nudziłam się, mimo że wiedziałam, co się wydarzy. Zupełnie inne spojrzenie na sytuacje było ciekawym pomysłem :) Gratuluję wgl podjęcia się tego, bo nie zawsze wychodzi tak dobrze jak tutaj. Nie mam nic do zarzucenia, bo nie lubię wytykać błędów, na które nie zwróciłam uwagi. A szukać mi się nie chce xd Gratuluję raz jeszcze!

    OdpowiedzUsuń
  7. nie pozwalając jej dość do słowa - 'dojść'.
    Bardzo przyjemna notka. W ogóle bardzo lubię Vlada (wybacz, że nam się te wątki jakoś tak nie kleją! :( ) i może jestem teraz trochę stronnicza, ale choćby nie wiem jak chamsko i dziecinnie się zachowywał, będę uważała, że jest kochaniutki <3 Choć odniosłam na koniec wrażenie, że Vlado traktuje towarzyszkę trochę... przedmiotowo.
    Za to fragment napisany pochyłą czcionką trafił mnie w serduszko :)))
    Więcej notek od Vlada żądam!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało i całkiem możliwe, że coś tu jeszcze od siebie wrzucę. Literówkę zaraz poprawię, a tekst pochyłą czcionką miał właśnie taki być, super że się udało :) Dzięki!

      Usuń