19 lutego 2016

Czy homary krzyczą, kiedy umierają?¹



 14 lutego 2023 roku


– Sally! Rany boskie, to się miało przygrzać, nie spalić! Sally, obudź się! Jeszcze masz kaca? Potrzeba chleba do homara! Czekaj, jeszcze trochę soli... Starczy, świetnie! Caldereta de langosta a la Menorquina² do stolika piątego!... 



wspomnienie z 13 lutego 2023 roku


Sorcha od conajmiej dwudziestu minut siedziała w prawie zupełnym bezruchu na obdartym skórzanym fotelu w małym pokoiku na zapleczu restauracji. Tego wieczoru ruch był wyjątkowo mały i po kuchni krzątały się tylko dwie osoby: ona i znacznie bardziej od niej doświadczony kucharz. Zazwyczaj był strasznie nachalny i przy każdej okazji w niezbyt uprzejmy sposób pouczał ją i upominał. Dziś jakimś cudem udało jej się spędzić kilka godzin na symulowaniu pracy i podczytywaniu mugolskich powieści, kiedy tylko facet na chwilę spuszczał z niej wzrok.
Krzyk mężczyzny wyrwał ją dość brutalnie z piętnastowiecznego Palos, z którego Krzysztof Kolumb wśród wiwatów mieszczan wyruszał na poszukiwania zachodniej drogi morskiej do wschodniej Azji. Dziewczyna podniosła się z siedzenia i prawie potykając się o książkę, która przed chwilą spadła jej z kolan, ruszyła do małego pomieszczenia przy tylnym wyjściu, gdzie w wielkich kontenerach przechowywano homary. Tuż obok znajdowało się tylne wyjście Miodowego Królestwa, którego współwłaścicielka była także współwłaścicielką restauracji; Sorcha uważała to za ogromny atut miejsca pracy, a zarazem za niepotrzebną pokusę, która zmuszała ją do wstrzymywania oddechu, ilekoć poczuła choćby najsłabszą woń słodkich pączków Flume'a.
Założyła gumowe rękawice, po czym zanurzyła rękę w lodowatej brei. Chwyciła zwierzę i podsunęła je pod małą żarówkę, wystającą ze ściany pod nietypowym kątem. Nawet nowicjuszka, taka jak ona, potrafiła z całą pewnością stwierdzić, że homary były świeże. Była pewna, że jakoś je transportowali z południa Europy. Tylko jak oni to robili?
– Co tak długo? Zaatakowały cię, czy jak? Chryste, jak ty w ogóle wyglądasz. Jadłaś coś dzisiaj? Pewnie, że nie.
– Czy podczas podróży siecią Fiuu nie zmienia się wewnętrzna struktura ich ciał?
– Nie filozofuj tyle! Daj mi to i zjedz coś wreszcie, na miłość boską.
– Nigdy nie przestanie mnie to zadziwiać.
Sorcha podeszła do przymocowanej do ściany szafki z naczyniami, z których korzystała obsługa baru. Sięgnęła po schowaną głęboko miskę, na której zazwyczaj jadła posiłki. Jedzenie w misce współpracownicy uważali za przejaw braku kultury, miała więc pewność, że nikt inny jej nie dotykał. Już prawie ją chwyciła, kiedy nagle jeden z leżących bliżej brzegu talerzy wysunął się z szafki i spadł z hukiem na podłogę. Sorcha odruchowo odskoczyła na bok. Smętne resztki tego, co przed chwilą było porcelaną, rozsypały się na podłodze w promieniu kilku metrów.
– Coś znowu popsuła?
– Talerz.
– Który?
– Taki... biały. Z imieniem.
– A. Talerz szefowej. Potrąci ci z pensji, i tyle. Facet zaraz kupi jej nowy. Tylko czasem nie becz! Włącz mi jakąś muzykę i do roboty. Mamy zamówienie na gulasz z homara na jutro, a czasu coraz mniej. Wsadź go do lodu.






– Najpierw warzywa!
Dziewczyna wyjęła z jednej z szafek zieloną i czerwoną paprykę, położyła je na pozostawionej wcześniej na blacie desce do krojenia, po czym chwyciła zawieszony nad blatem nóż i zaczęła kroić warzywa w drobną kostkę. Kucharz wyłożył na kuchenkę wielki gar, po czym spojrzał na wyjątkowo głośno pracującą zamrażarkę, stojącą przy drzwiach do zaplecza.
– Wymroził się już. Wsadź go do garnka. Litości, przecież cię nie ugryzie! Nie trzep się tak, wszystkie gary pozrzucasz. Dziewczyno!... Głową do dołu, do dołu go! Nie uciekaj, kładź pokrywkę! Aj...
Kucharz odepchnął ją od garnka i szybkim ruchem zakrył go pokrywą. Syknął, równocześnie bardzo energicznie machając w powietrzu poparzoną dłonią. Pokręcił głową i wytarł dłonie w ścierkę, po czym zatknął ją za pasek i spojrzał na Sorchę, która ze skrzyżowanymi ramionami wpatrywała się z niewyraźną miną w jakiś punkt obok swojej stopy.
– No i co? To tylko dwie minuty. Sama chciałabyś tak umierać. 
Sorcha podeszła do okna. Panujący w kuchni zaduch połączony z ostrym zapachem przypraw i cytryny przyprawiał ją o mdłości. Oparła się o jedno krzesło i zamknęła oczy, wciągając głęboko chłodne, zimowe powietrze. Jedną ręką potarła pulsującą boleśnie skroń, drugą sięgnęła po pomidory. Z garnka dobył się cichy pisk.
– Co nic nie mówisz? – rzucił kucharz, nie odrywając zwroku od moździerza, w którym szybkimi, sprawnymi ruchami rozgniatał migdały, czosnek, pietruszkę i szafran, co kilkanaście sekund dodając do mieszaniny maleńką szczyptę soli.
– Wiesz, że jutro jest czternasty?
– No?
Sorcha zgarnęła kolorowe kawałki papryki i pomidora do metalowej miski.
– Tylko mi nie mów, że uznajesz to żałosne święto. – Kucharz wywlókł zwierzę z garnka i rzucił je na blat. Energicznie wbił nóż w w kark homara. Skorupka zachrzęściła, a spod noża wypłynęła lekko różowa ciecz.
Dziewczyna pociągnęła nosem. Zanurzyła cytrynę pod strumieniem letniej wody, po czym zakręciła kran i wytarła owoc w ręcznik. Kucharz, niczym wprawiony rzeźnik, z coraz większą agresją w ruchach rozcinał martwe ciało homara.
– Ktoś dał Ci kosza? – mężczyzna podsunął jej pod nos wydłubany mózg homara. – Ty dałaś komuś kosza?
– Nie zdam najbliższego egzaminu. – Sorcha wlała sok z cytryny do mieszanki przygotowanej przez kucharza i dodała do niej mózgowie, przymykając z obrzydzeniem oczy. – Chłopak, z którym miałam uczyć się jutro wieczorem do egzaminu, odwołał nasze spotkanie. Idzie na r a n d k ę.
Kucharz wlał oliwę do glinianego garnka i postawił go na ogniu, a następnie włożył do środka grzbiet homara. – Poucz się sama – powiedział, zagryzając główkę cebuli, po czym podsunął Sorsze miskę z karmelem, do którego chwilę wcześniej wrzucił pokrojonego pomidora.
– Jego... przyjaciółka - Sorcha uśmiechnęła się krzywo - jest najlepsza z mugoloznawstwa. Utożsamiam teraz z tym przedmiotem całe zło tego świata. Nigdy nie tknę żadnej książki do mugoloznawstwa. Nigdy, przenigdy.
– Nie myśl o tym. Szkoda tracić siły i czasu na idiotów – wymamrotał kucharz, sięgając do wieszaka tuż obok głowy Sorchy. Jego tors otarł się o jej plecy, a do jej nozdrzy doszedł duszący zapach cebuli. Gdy złapał drewnianą łopatkę, zamarł w bezruchu, wciąż się o nią opierając. Sorcha zacisnęła dłonie na brzegu blatu.
– Co z tym pomidorem? – zapytał, po czym nabrał na trzonek łopatki odrobinę mikstury i zlizał ją, wpatrując się w sufit. – Może być. – Zabrał miskę i dodał zawartość do bulgoczącego glinianego garnka, po czym energicznie w nim zamieszał.
– Sally, ucieraj czekoladę. Teraz odrobina Gin Xoriguer...
Kątem oka Sorcha dostrzegła, jak kucharz wkłada cześci homara do garnka, a potem napełnia inne naczynie wodą i wrzuca do niego resztę mięsa.
– Nie chcę ich więcej widzieć!... – szepnęła nieco zbyt głośno, wciągnąwszy nosem słodki aromat gotowango homara.
– Nie martw się. Tutaj ich nie spotkasz – odparł mężczyzna. Zmieszał wszystko w jednym kociołku i zmniejszył gaz, po czym sięgnął do barku za jej plecami. – Nie ma czekolady? Leć do Miodowego Królestwa.
Zajęło jej to kilka minut. Właściciel sklepu od wejścia skomentował jej szczupłą sylwetkę i jak to miał w zwyczaju, oprócz drogiej czekolady, na którą z racji częstych zakupów mieli mały rabat, wcisnął jej darmową czaszkę z galarety.
Sorcha w pośpiechu sięgnęła po podarunek i niemal biegiem wypadła z cukierni.
Stanęła przy blacie i wróciła do pracy. Tarła czekoladę w takim skupieniu, że zupełnie nie słyszała cichych brzęków. Kiedy poczuła, że za moment zacznie zdzierać skórę ze swojej dłoni, odłożyła tarkę i westchnęła. Nagle poczuła dotyk dłoni na ramieniu.
– Pellofa³.
– Nie wolno tutaj pić, Rick.
– Sally... – kucharz spojrzał na nią spod zmrużonych powiek.
– Oberwie nam się za to...
– Proszę cię... płaczesz?... O ten talerz szefowej?
Sorcha wytarła łzy w rękaw i pokręciła przecząco głową. Jej towarzysz wziął głęboki oddech. Do jednej ręki wcisnął jej kieliszek, a do drugiej butelkę ginu.
– Ta dzisiejsza młodzież! – zawołał. Podszedł do szafki, wyciagnął talerz, zamknął z hukiem drzwiczki, po czym z jednej z szuflad wyjął marker i nabazgrał coś na porcelanowej powierzchni. – Ba, nie tylko młodzież! Sam syn Ambrozjusza próbował mi sprzedać jakieś śmieszne cukierki. Walentynki! – Wrzucił marker do kosza na śmieci. – Nie wierzę. Jak w ogóle można traktować poważnie patrona chorych... chorych psychicznie i innych... wariatów! – Otworzył lodówkę, wyjął z niej coś ciemnoczerwonego i rzucił to na talerz. – Masz tutaj walentynkę, o.
Sorcha przestała płakać. Powoli, próbując nie wypuścić z ręki opróżnionej do połowy butelki ani się nie wywrócić, podeszła do blatu, przy którym stał kucharz. Z daleka dostrzegła swoje imię, wypisane koślawymi literami na talerzu. Spojrzała mężczyźnie w oczy, po czym wbiła wzrok w ciemny przedmiot na talerzu.
– Serduszko z dzika raz – usłyszała jak przez mgłę i wśród pełnych przerażenia okrzyków kucharza upadła, rozlewając alkohol po podłodze.



14 lutego 2023


– Co masz taką minę? Wylałaś wszystko po drodze? Ducha zobaczyłaś? Co?
– Ludzie z piątego stolika...
– Co?
– To ten kolega od mugoloznawstwa i jego...
– Bez jaj. – Kucharz z wrażenia przysiadł na fotelu.
Sorcha otuliła się ramionami.
– Nie rycz.
Sorcha przysiadła na stoliku obok niego. Łzy popłynęły jej po twarzy i spadły na biały fartuch.
– Nie rycz! – Kucharz pogłaskał ją po twarzy, po czym przysunął do ust palec, na którym osadziła się kropla wypływająca z jej oczu. Nagle wpadł w zadumę.
– Mam już dość – powiedziała cicho Sorcha.
– Nie rycz, mówię!... Bez sensu.
Sorcha spojrzała na niego, próbując powstrzymać łkanie. Kucharz patrzył przed siebie z wyrazem najwyższego niezadowolenia na twarzy.
– I tak był niesłony... 


❥❥❥


¹ Dobre pytanie. Tak samo jak: czy homary są nieśmiertelne?
² Tak, nie mam pojęcia o gotowaniu homarów, gotowaniu homarów w restauracjach, ani o gotowaniu w ogóle. Proszę nie zwracać uwagi na nieścisłości, jeśli uda się je dostrzec. To zmyślony świat, więc sposób przygotowywania homara chyba nie musi odpowiadać temu rzeczywistemu.
³  Gin Xoriguer z wodą sodową i skórką cytryny.



 Za wszelkie podobieństwo do innych opowiadań/kart przepraszam (nie jest zamierzone!) Dziękuję za wszelką krytykę :)


konkurs: walentynki
liczba słów: 1610 (razem z przypisem autorskim)
miejsce: Miodowe Królestwo (i okolice)
czas akcji: 14 lutego; 15 minut
hasła: zdrada, prezent, randka, sukces, kompromitacja
zakończenie: happy end
forma: wspomnienie, relacja na żywo
inne: popołudnie

14 komentarzy:

  1. Chłopak, z którym miałam uczyć się jutro wieczorem uczyć do egzaminu, odwołał nasze spotkanie Chyba o jedno uczyć za dużo.

    Poza tym nie wyłapałam błędów, nie znam się na gotowaniu homarów więc się nie wypowiem. Bardzo fajnie napisany tekst, czyta się naprawdę przyjemnie i szybko. Powiedziałabym, że wręcz za szybko. A tak w ogóle, koleżanko, jakoś się rozkręciłaś z tymi notkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za poprawienie błędu :) Co do pozostałej części komentarza - nie wiem, czy to źle, czy dobrze, więc powiem tylko, że korzystam z chwilowego przypływu weny... i wychodzi, jak wychodzi.

      Usuń
  2. Pan kucharz skojarzył mi się z takim starym wyjadaczem katalońskiej kuchni, co mnie trochę rozbawiło :D
    Szybko przemknęłam do końca tej krótkiej opowieści, nawet trochę za szybko. Nie wiem, czy planujesz coś jeszcze wspomnieć w jakiejś notce o dalszych wydarzeniach, czy nie, ale jestem bardzo ciekawa...

    Jeśli gotowanie homara tak w rzeczywistości nie wygląda, to tutaj wyszło Ci naprawdę naturalnie :D
    Podoba mnie się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie ten limit, pewnie akcja poszłaby wolniej. Ale to miała być taka lekka opowiastka... okej, dla kogo lekka, dla tego lekka, Sorcha się umęczyła potwornie, facio miał ubaw :D W każdym razie, to chyba dobrze, że się lekko czytało, mam nadzieję, że ta 'szybkość' to nie była jakaś wielka wada.

      Dziękuję bardzo za opinię (może teraz jakaś notka pt. Vlado parzy herbatkę? To było cudowne <3)!

      Usuń
    2. Była wadą! Bo się za szybko skończyło!

      A tak na serio, to szybkość na plus :) Natomiast Sorcha faktycznie nie miała w tej sytuacji prosto... Na szczęście facet szefowej sprezentuje jej nowiuśki talerz z imieniem, więc nie musi się martwić aż tak :D A co do notki z herbatką... Nie sądzę :D

      Usuń
    3. Szkoda, wielka szkoda! Faceci w kuchni (ale tacy normalni, nie kucharze z notek Sorchy) są przesłodcy ;D

      Usuń
  3. [ Na wstępie powiem, że wyłapałem kilka rzeczy które można poprawić. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz i nadal będziesz chciała mieć ze mną wątek :p

    1. Wydaje mi się, Krzyk mężczyzny powinien rozpoczynać nowy akapit.
    2. W zdaniu Tuż obok tylnego wyjścia to tylne wyjście nie jest potrzebne, bo wiadomo o co chodzi. Unikniesz powtórzenia.
    3.Wyraz współwłaścicielka możesz zamienić na restauratorkę.
    4. Nawet nowicjuszka taka, jak ona przecinek przed taka.
    5. Była pewna, że jakoś je transportowali z południa Europy. Bez jakoś i transportowali je. Lepiej brzmi :)
    6. Jedzenie w misce współpracownicy uważali za przejaw braku kultury - lepiej będzie Współpracownicy uważali, że jedzenie w misce.
    7. Chłopak, z którym miałam uczyć się jutro wieczorem uczyć do egzaminu, odwołał nasze spotkanie. - powtarzasz uczyć.

    Tyle wyłapałem. Poprawiając kogoś, sam się uczę, bo język polski taki trudny, że trzeba się uczyć całe życie.

    Co do opowiadania, to bardzo mi się podobało. Przeczytałem szybko i żałuję, że jest to notka konkursowa, bo zapewne (tak myślę, że gdyby było to opowiadanie niezwiązane z konkursem, to napisałabyś więcej, a ja cieszyłbym się jeszcze bardziej. Podoba mi się pomysł, dialogi i humor. Nie ma nic lepszego, niż humor w opowiadaniu i chociaż Sorcha była smutna, to ja bawiłem się świetnie :) ]

    Silas Mulciber

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Masz rację, też o tym myślałam, ale wydało mi się, że to niekonieczne i zostawiłam.
      2. Możesz wskazać dokładnie, o co chodzi (może to już ta pora, że nie ogarniam)?
      3. Dzięki za nowe słówko do mojej bazy językowej :D Jak to będzie, była restauratorką restauracji X, czy była restauratorką w restauracji X?
      4. Ok.
      5. Jakoś pojawia się tutaj, bo w następnym zdaniu jest taka myśl-pytanie zabrane z głowy Sorchy, która zastanawia się, jak do jasnej ciasnej pracownicy restauracji to robili. Ale fakt, równie dobrze mogłoby tego nie być.
      6. Hm, tu chyba wszystko jedno, jakoś naturalniejsze wydaje mi się to zdanie, odruchowo tak to napisałam, ale chyba za bardzo przywykłam do jakiegoś dziwnego szyku zdania ;D Może i trzeba poprawić.
      7. Ok, to już poprawiłam (albo i nie, zaraz sprawdzę).

      Myślę, że gdyby nie to ograniczenie, faktycznie napisałabym więcej.
      Dziękuję bardzo i nie, nie pogniewam się :P :D

      Usuń
    2. 2 i 3. [...]ruszyła do małego pomieszczenia przy tylnym wyjściu, gdzie w wielkich kontenerach przechowywano homary. Tuż obok tylnego wyjścia restauracji znajdowało się tylne wyjście Miodowego Królestwa, którego współwłaścicielka była także współwłaścicielką restauracji;[...] - W tym fragmencie, na początku, już zaznaczyłaś, że Sorcha jest przy tylnym wejściu, więc można się domyślić, że tylne wyjścia obu lokali są obok siebie (albo ja tak uważam xD). Co do restauratorki to jak dla mnie obojętne, nie wymagam aż tyle xD

      Usuń
    3. Ok, już znalazłam. To poszukam sama w necie, jak to jest z tą restauratorką. ;D Dzieki za rady!

      Usuń
  4. O błędach się wypowiadać nie będę, bo nie jestem zbyt dobra w ich odnajdywaniu, szczególnie w tak dobrych tekstach! Bardzo mi się podobało, postać kucharza ciągle mnie skłaniała do śmiechu, nawet nie wiem, dlaczego. Coś w jego wypowiedziach przypomina mi pewnego członka mojej rodziny i może dlatego mnie to tak bawiło. W każdym razie, pomysł bardzo fajny, a co do homara - również nie mam pojęcia, jak się go przyrządza, ale wyszło Ci bardzo realistycznie :D
    Podoba mi się Twój styl pisania, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne notki Twojego autorstwa! Czuję się trochę jak sadystka, bo Sorcha taka tutaj smutna, a ja się bawiłam przednio przy czytaniu, ale cóż... Trzeba umieć tak napisać, żeby niewinną istotkę (czyli mnie), skłonić do takich odczuć :D Także gratuluję świetnej notki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za przeczytanie i opinię! Naprawdę, miło mi :)
      Ogólnie notki o Sorsze wszystkie mają z założenia przedstawiać ją jako potwornie nieszczęśliwą osobę, otoczoną przez zadowolonych z siebie, czasem niezbyt bystrych ludzi. Jeśli choć trochę wyszło tak, jak planowałam, to już dobrze ;D
      Chętnie przeczytam coś spod Twojego pióra! :)

      Usuń
  5. Nie chcę mi się wypisywać błędów, zabij mnie, ale musiałabym to wklejać do worda, przeglądać, a jak o tym myślę, to przychodzi do mnie taaaaaki leniuch... Innym razem, oki? :D

    Notkę przeczytałam jakiś czas temu, ale wyciągnęłam trzy główne wnioski:
    1) Nie wiem, czy lubię Sorchę, ale ta panna jest dla mnie przeokropnie charakterystyczna - jej wizerunek, zachowanie, wszystko. Gdy czytałam, miałam wrażenie, że oglądam film. Dziewczyna jest realna, odrobinę chaotyczna, taka naturalna.
    2) Genialna kreacja kucharza. Uśmiałam się.
    3) Ładnie zapisane dialogi. Łatwo mi jest sobie je wyobrazić, są po prostu zwyczajne w ten dobry sposób - takie, jakie naprawdę występują tu, o, w naszym szarym życiu pozablogowym pomiędzy osobliwymi pracownikami restauracji.

    Ogólnie to wszystko na plus. Dobra robota! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpływam się ze szczęścia ;.; Dziękuję za tak miłą opinię!
      Cieszę się przede wszystkim, że widzisz to, na czym mi tu najbardziej zależło: żeby Sorcha była dziwna i trochę chwiejna, kucharz lekko brutalny, a rozmowy jak najbardziej bliskie tym z prawdziwego życia ;D
      Thank you jeszcze raz! C:

      Usuń