Walentynki. Dzień miłości i zakochanych. Stanowi idealną i niepowtarzalną możliwość na
wyznanie od dawna skrywanego uczucia osobie na widok, której emocje biorą górę
nad rozsądkiem i samokontrolą. Wszystkie pary właśnie tego dnia manifestują
swoją miłość. Z kolei single zagorzale twierdzą, że takie uczucia powinno
okazywać się każdego dnia i bukiet róż jednego wieczoru niczego nie zmienia. Najpiękniejszy, a zarazem najgorszy dzień w roku. W zależności, z
którego punktu siedzenia, by spojrzeć.
Avalon
Moore siedziała w Wielkiej Sali przy stole należącym do Ravenclawu, chociaż
dzisiejszego dnia nie było podziału. Rozglądając się dookoła bez problemu można
było zauważyć to po tym jak pary wspólnie zasiadały do obiadu. Przydział do
poszczególnych domów wydawał się dzisiaj nie obowiązywać. Avie jednak była
beznamiętnie wpatrzona w szarą ścianę, a po jej głowie chodziły najróżniejsze
myśli, związane właśnie z tą konkretną datą i niby świętem, które trwało w najlepsze. To miały być jej pierwsze walentynki od dłuższego czasu,
które miała spędzić samotnie. Pierwsze
od jej rozstania z pewnym Gryfonem. Starała
się z całych sił o tym nie myśleć, jednak nie potrafiła. Nie mogła wyrzucić z
głowy tych myśli. Najgorsze jednak było to, że to nie był jej jedyny problem.
Powoli dopadały ją wyrzuty sumienia, czując jak coś się zmienia. Jak pojawia
się koło niej ktoś prawie nowy.
Westchnęła
cicho, oderwana od swoich myśli przez dziewczynę siedzącą tuż obok. Coś do niej
mówiła, jednak srebrnowłosa była tak mocno skupiona na swoich rozmyślaniach, że
nie była w stanie zarejestrować o co tak właściwie chodziło Puchonce. Zamiast
cokolwiek odpowiedzieć, uśmiechnęła się tylko pogodnie i wstała od stołu,
kierując się w stronę wyjścia.
Przemierzając
korytarz na czwartym piętrze po zachodniej stronie zamku, usłyszała nagle swoje
imię i cudze kroki, zignorowała to, wiedząc doskonale kto za nią idzie. Przyspieszyła odrobinę, chcąc uniknąć rozmowy. Tak,
uciekała przed nim, ponieważ nie czuła się w stu procentach dobrze w jego
obecności. To właśnie on sprawiał, że
dziewczyna robiła sobie wyrzuty. Dzięki niemu pojawiał się uśmiech na jej
twarzy, ale był również powodem smutku i kilku pojedynczych łez. Nie potrafiła
się zdecydować, nie umiała wybrać. Ciągle biła się z myślami, nie mogąc podjąć
decyzji. Z jednej strony wielka miłość
jej życia, na której tak bardzo się zawiodła, a z drugiej on — ciągle się starający. Do tego
wszystkiego dochodził jeszcze konflikt z dziadkami, którzy tak uparcie pragnęli jej szczęścia.
—
Avalon, zaczekaj! — wcale nie chciała zaczekać, wcale nie chciała go słuchać,
nie chciała go dzisiaj widzieć.
Nikogo nie chciała widzieć. Gdyby to był
każdy inny dzień, gdyby to nie były walentynki… Pewnie, by się wsłuchiwała
w jego ryzykowne propozycje,
zastanawiając się jakim cudem ten chłopak, ciągle unika kłopotów. Kiedy to Avalon
zajęta była bitwą z własnymi myślami, przedzierając się coraz żwawiej przez
tłum uczniów, złudnym marzeniem byłoby założenie, że pewien Ślizgon tak po prostu da sobie spokój... Skądże! Wcale się
nie zniechęcił, zamiast tego przyspieszył kroku, by w odpowiednim momencie
dogonić Krukonkę. Złapał ją delikatnie za rękę, zmuszając tym samym do
zatrzymania się.
— Kiedy
zaczęliśmy grać w berka? Poprzednim razem zrobiłem coś bardzo poważnego albo
uraziłem cię, abyś mnie teraz unikała? — zapytał zaskoczony takim nieoczekiwanym
obrotem spraw Arsellus, marszcząc nieco brwi. Nie wyglądał jednak zbyt poważnie
z tym rozbawionym uśmiechem.
—
W nic nie gramy. — powiedziała spokojnie, uważnie mu się przyglądając.
Zastanawiała się nad tym czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo
skomplikowane jest jej życie. Za każdym razem, gdy przypominała sobie w jakiej
tkwi sytuacji, przybierała obronną postawę. Właśnie wtedy z wszystkich sił,
starała się od niego odsunąć. Bojąc się, że nadejdzie moment, w którym naprawdę
go polubi, a wtedy nie będzie umiała
tak po prostu odwrócić się plecami i odejść. — No i tak właściwie, to nie przypominam sobie abyś wcześniej czegoś ode
mnie chciał. Skąd więc pomysł, że cię unikam? — doskonale pamiętała, jak
jeszcze przed śniadaniem ruszył w jej stronę. Na szczęście jej najlepsza
przyjaciółka – Elody była wystarczająco blisko, a udanie bardzo fascynującej
rozmowy wcale nie wyszło im sztucznie. Dziewczyny
zawsze mają powody do pochłaniających dyskusji.
Kiedy
z ust srebrnowłosej panny Moore padło pytanie o unikaniu go przed oczami Grudniowego od razu pojawiła się poranna
scena, ale z zupełnie innej perspektywy… Przez bliżej nieokreślony czas
siedział w grupie Ślizgonów, ale i tak nie poświęcał zbytniej uwagi toczącej
się rozmowie, skupiony wypatrywaniem pewnej
Krukonki. Bez najmniejszego zawahania ruszył w kierunku panny Moore, jednak
widząc, że ta zajęta jest rozmową z Elody postanowił, że złapie ją jak ta,
tylko skieruje się do wyjścia. Niezbyt głupi pomysł – im mniej ciekawskich spojrzeń, tym lepiej. Hutchel jednak nie mógł
darować sobie jakiejś idiotycznej uwagi wobec Grudniowego. Arsellus uśmiechnął
się w odpowiedzi ironicznie. „Hutchel, za to durnowate gadanie, następnym razem
przywiążemy cię do drzewa w Zakazanym Lesie i tak cię zostawimy” –
wypowiedziane przez przewodniczącego KZWP słowa odbiły się echem w głowie
Nate’a. Niemalże tak wyraźnie jak przybicie piątki Grudniowego z Callumem
Rustym.
Było
wiele rzeczy, których Avalon Moore nie była pewna. Ciągle się wahała nie
potrafiąc zdecydować, bojąc się podjąć tę jedną, konkretną decyzję. Zdając
sobie sprawę z konsekwencji jakie mogły ją czekać w późniejszym czasie. Mimo
wszystko, była w stanie powiedzieć sobie coś całkiem szczerze, będąc tego pewną
w stu procentach. Naprawdę lubiła spędzać czas z Arsellusem Langhornem, od
zawsze i naprawdę jako dziecko bardzo tęskniła za jego towarzystwem, kiedy
nagle ich rodziny przestały się spotykać. Brakowało jej tego rozbrykanego
chłopca i tych ich wspaniałych, wyobrażonych przygód, które każde z nich
rozgrywało w swoich myślach. Nawet jeżeli czasami się nie zgadzali, zazwyczaj
bardzo szybko potrafili dojść do porozumienia, ruszając w kolejną,
niezwykłą podróż, która miała swoje miejsce w przepięknym ogrodzie na terenie
posiadłości rodziców wtedy jeszcze nie-ślizgona.
—
Puść mnie, proszę, naprawdę się spieszę — odezwała się po chwili, zdając sobie
sprawę, że chłopak wciąż trzymał w swojej dłoni jej rękę. Dopiero w tym
momencie poczuła jak na jej policzki wkradają się różowe rumieńce. Nienawidziła
tego bo to, tak jak spojrzenie jej oczu
było czymś nad czym nie była w stanie utrzymać pełnej kontroli. Świadomość
tego, że takie szczegóły zawsze były w stanie wyjawić światu jej tajemnice,
doprowadzała ją do szału. Ruszyła ramieniem delikatnie, jednak stanowczo, chcąc
wyswobodzić się z jego chwytu. Chociaż w
sumie, podobało jej się to. Spoglądała na chłopaka wyczekująco, jakby
chciała go ponaglić z odpowiedzą na jej wcześniejsze pytanie. Mimo wszystko nie
chciała zachować się, aż tak niekulturalnie po prostu odchodząc. Przecież
wówczas mógłby sobie pomyśleć, że naprawdę go nie lubi, a nie o to jej
chodziło.
Przez
cały ten czas przyglądał jej się tylko w milczeniu, bo szczerze powiedziawszy
dopiero po chwili wyrwał się z wcześniejszego zamyślenia. Nie oznaczało to
jednak, że puścił rękę srebrnowłosej Krukonki. Nie umknęły mu również rumieńce
na twarzy dziewczyny, ale uśmiechnął się tylko wyraźniej. Oczywiście, jego
matka – Octavia Langhorne zadbała o to, aby wychować przynajmniej jednego z prawie bliźniaków jako taktownego
młodego czarodzieja, bo Duncan w dalszym ciągu był jednostką niereformowalną w
żadnym zakresie.
—Ale
teraz coś chcę, Avie — odpowiedział z
szerszym uśmiechem Ars, wpatrując się w nią bardzo uważnie. Wiedział, że może
zacząć mu się ponownie wykręcać. Tak jak poprzednim razem i kiedy chciał
zaprosić ją pierwszy raz na spacer. Avalon często przybierała pewnego rodzaju
postawę obronną, ale ostatecznie była w stanie przystanąć na propozycję
Ślizgona, o ile bardziej się wysilił, rzecz jasna. Tym razem Grudniowy musiał
to odpowiednio rozegrać. — Wiesz, że dzisiaj mamy Walentynki i wszyscy dokoła
szaleją na punkcie serduszek… — Jakby na potwierdzenie jego słów obok nich
przebiegł rozemocjonowany pierwszoklasista, krzycząc, że jakaś Tiffany Newman
właśnie się z nim umówiła. — Dobra, bez
owijania w bawełnę, panno Moore... Chcę zaprosić cię na pierwszą, oficjalną
randkę i obiecuję, że nie będzie nudno. — powiedział pewnym siebie tonem
Grudniowy. Zawsze istniało ryzyko, że Avalon spróbuje go spławić, ale tym razem
postarał się jej to znacząco utrudnić. — Avie, tylko mi nie mów, że w Walentynki
tamten dzieciak ma o wiele więcej szczęścia niż ja. — dodał nieco ciszej i
żartobliwiej, żeby atmosfera nie zrobiła się aż tak poważna.
—
Tak, to się zdecydowanie da zauważyć — mimowolnie na jej twarzy pojawił się
szeroki uśmiech na widok biegnącego chłopca. Doskonale pamiętała jak bardzo się
cieszyła, kiedy została po raz pierwszy zaproszona na walentynkową randkę. Do
tej pory wspominała to z uśmiechem na twarzy, mimo że sama „randka” do
najlepszych nie należała. Kiedy usłyszała do czego tak właściwie zmierzał
Ślizgon, jej twarz mocniej się zaczerwieniła. — Na randkę? — W pierwszej chwili
chciała zapytać dlaczego, szybko jednak oprzytomniała. Przecież dobrze
wiedziała dlaczego chłopcy zapraszają dziewczyny na randki. Odwróciła
spojrzenie ciemnych oczu, intensywnie, obmyślając nad wystarczającym i naprawdę
przekonywującym argumentem, który pozwoliłby jej się z tego wykręcić.
Oczywiście mogła powiedzieć, że jest już umówiona z kimś innym lub że w tym
roku spędza ten wieczór w towarzystwie młodszej z rodzeństwa Harrison. Miała
też możliwość powiedzenia po prostu „nie”. Nieważne w jaki sposób by odmówiła,
tak naprawdę okłamałaby samą siebie. Chciała spędzić z nim ten wieczór, bała
się tylko tego, że gdy już dojdzie do spotkania będzie żałowała. — Randka? W
walentynki? No wiesz, Ars… — chciała się jakoś zabawnie wycofać, widząc jednak
jego spojrzenie, zdała sobie sprawę, że chłopak w żaden sposób nie robi sobie z
niej żartów. W głębi duszy była szczęśliwa tylko nie chciała mu tego za bardzo
pokazywać. Nie będąc pewną swoich uczuć, nie chciała robić nic pochopnie. —
Dobrze, zgadzam się. Tylko wiesz, nie zapomnij podziękować tamtemu chłopcu. —
uśmiechnęła się, jednym ruchem ręki, przeczesując srebrne włosy na lewe ramię.
—
Tak, wiem, kupię mu worek słodyczy z Miodowego Królestwa i zapas butelkowanego
piwa kremowego z Gospody Pod Świńskim
Łbem. Och i na śmierć bym zapomniał o liście z podziękowaniami. — pokiwał
głową znacząco i niby to poważną miną, jakby ta sprawa była jego świeżo
ustanowionym priorytetem. Zdradzał się co prawda łobuzerskim uśmiechem z
prawdziwym podejściem do chłopca, który pozornie przyniósł mu szczęście.
—
Nie zapomnę się upewnić czy rzeczywiście okażesz się taki wdzięczny —
powiedziała, uśmiechając się radośnie, doskonale zdając sobie sprawę z jego
żartu. Zaraz jednak spoważniała i posłała mu jedne z tych swoich spojrzeń,
które miało na celu uświadomienie mu tego, że rzeczywiście zgodziła się na całą
tę randkę tylko i wyłącznie ze względu na tego rozpromienionego chłopca,
którego widok ją po prostu rozczulił. Przecież nie mogła pozwolić, aby
pomyślał, że ona sama rzeczywiście tego chciała. Ślizgon nie do końca wierzył,
że to jedynie zasługa tego przeszczęśliwego chłopca. Czasami potrafił
wykorzystać takie wydarzenia na własną korzyść, ale wiedział, że gdyby panna
Moore rzeczywiście nie chciałaby nigdzie z nim wyjść to nie zmieniłaby zdania
za nic w świecie.
—
Wieczorem, o tej samej porze co zwykle pojawię się przy wejściu do waszego
pokoju wspólnego. Do zobaczenia, Avie — dodał jeszcze, by chwilę potem
pocałować Avalon w policzek, a następnie odwrócić i skierować się szybkim
krokiem w stronę Wielkiej Sali, gdzie zapewne w dalszym ciągu przy długim,
drewnianym stole siedzieli i rozmawiali w najlepsze jego kumple.
Już
mu chciała coś powiedzieć, kiedy wykonał ten niby niewinny gest, który tak
bardzo ją zaskoczył. Po Arsellusie mogła spodziewać się naprawdę wszystkiego,
tylko nie czegoś takiego. Przez chwilę stała z subtelnym uśmiechem na buzi i
tylko skinęła łagodnie głową na potwierdzenie, że dokładnie zrozumiała to co
powiedział odrobinę wcześniej. Gdy tylko odwrócił się do niej plecami,
bezwiednie dotknęła opuszkami palców policzka w miejscu, w którym chwilę temu
mogła poczuć jego ciepłe wargi. Mogłaby uznać ten czyn jako subtelny akt
miłości, jednak na to było zdecydowanie za wcześnie, z drugiej strony nie
mogła powstrzymać się od myśli podpowiadających jej, że przecież Langhorne
nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Nieświadomie uśmiechnęła się szerzej i
ruszyła wolnym krokiem w stronę wieży Ravenclawu.
—
Na brodę Merlina — odezwała się nagle, cicho sama do siebie — Arsellus zaprosił
mnie na randkę. Mnie, i to jeszcze w walentynki. — kiedy zorientowała się, że jej obecne
zachowanie nie różni się wielce od tamtego przebiegającego chłopca, szybko
ściągnęła wargi. Wstrzymując przy tym uśmiech i tę chęć radosnego klaskania w
dłonie. Przecież nie mogła zachowywać się jak zauroczona pierwszoklasistka,
była już poważną szesnastolatką. Dziewczyną, która prawdopodobnie popełniła
błąd, w momencie, w którym sobie to uświadomiła kącik ust przestał jej drżeć.
Avalon przyspieszyła odrobinę kroku. Co z tego, że była przez tę krótką chwilę
szczęśliwa, jeżeli istniało duże prawdopodobieństwo, że to uczucie szybko
zniknie? Przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego w jakiej znajduje się
sytuacji… Miała ochotę popukać się po głowie z powodu podjętej właśnie decyzji,
ale w głębi serca… Nie mogła się już doczekać wieczoru. W końcu spotykała się z Arsellusem Langhornem. W walentynki.
________________________________________________
APERACJUM
Przecinki i wszystkie inne błędy, które mogły się tam wyżej trafić zostaną poprawione dopiero po 29.02. :)
[To jest tak tragiczne opowiadanie, że nie powinno się w ogóle pojawić na głównej. Nic dziwnego, że nikt nie chce go komentować. :P ]
OdpowiedzUsuńLily Rose / Lishka Dołohow
Lilka, złośliwcu ♥ Przynajmniej raz mogłabyś nie być zazdrosna o Arsa! :D
UsuńTak trudno ukryć zazdrość, gdy sprzed nosa kradną ci najgorętsze ciacho w szkole.
UsuńNajpierw małe niedociągnięcia. Po pierwsze, trochę mała ta czcionka, po pewnym czasie literki zaczęły mi się trochę plątać :D Po drugie, przecinki. Kilku brakowało, gdzieś zauważyłam jeden za dużo, ale nie krzyczę, bo każdemu się zdarza. Przecinki to zło xD No i jedno z ostatnich zdań bym nieco zmieniła - "Nie mogła już doczekać się wieczoru." na "Nie mogła się już doczekać wieczoru.", lepiej brzmi, moim zdaniem :D No i chyba tyle.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o samo opowiadanie, bardzo przyjemnie i lekko się je czytało! I gratuluję Avie randki :D
Max/Sullivan
Różnica z czcionką polega na pewno na tym, że działamy na innych systemach operacyjnych. W notce jak i w każdej mojej karcie postaci jest ustawiona wartość 10pt ze względu na to, że inne wyglądają co najmniej nieestetycznie i pozostaje mi tylko przeprosić za tę niedogodność. Co do przecinków – bez wątpienia się pojawiły. Wspólne pisanie łączy nasze style i przy którymś czytaniu z rzędu błędów się już nie widzi, dlatego postaram się powstawiać je należycie już niebawem c:
UsuńKochany świetliku to dopiero początek ich przygody! :D
Ah, rozumiem, w takim razie wybaczam ten rozmiar czcionki ;)
UsuńA co do przygody Avie i Arsa, mam nadzieję, że nie będzie to jakiś dramat, bo szkoda ich będzie :D
Randka z Arsem brzmi trochę jak zaproszenie na odstrzał, khe khe. Nie spodziewałam się, że ta ślizgońska szumowina jest w stanie wykrzesać z siebie nutkę romantyzm, która pewnie pryskanie na randce. Współczuję Ave i życzę jej powodzenia :D
OdpowiedzUsuńOprócz zdradzieckich, szalejących przecinków, dostrzegłam w paru miejscach powtórzenia, choć to nie zbrodnia. Tak po prostu piszę, by coś napisać… mądrego, tsa.
Nie umiem w komentowaniu, wybaczcie. Opowiadania czytało się przyjemnie, choć sama czcionka jest za małe na objętą ścianę tekstu. Gdzieś w połowie, podobnie jak Świetlikowi, literki zaczęły mi się plątać.
fancy maruda zawsze do usług!
Ty zawsze masz do mojego Arsiego jakieś zastrzeżenia i uprzedzenia… Nic w tym dziwnego, jeśli nasi panowie się zazwyczaj nienawidzą. Nie miałam nawet szansy, żeby Ci udowodnić, że Grudniowy ma inne, wrażliwsze oblicze, ale wkrótce przekonasz się sama! :D
UsuńPoprawię się, marudo ♥ A co do czcionki to zapewne jest tak jak napisałam wyżej i wynika z działania na innym systemie operacyjnym ;>
Ja Arsa kocham całym sercem, ale wiesz, muszę zachować pozory i dbać o image. Tak swoją drogą, musimy obgadać jeszcze relacje Johana i Arselluska, bo łączy ich wspólny interes - Call :3
Usuń♥ Rozumiem. Jakiego systemu operacyjnego w takim razie używasz?
Miałem skomentować opowiadanie, gdy pojawią się wszystkie części, ale jednak będę komentować każdą część. Ja błędów nie wyłapałem i wszystko było pięknie i cudownie napisane. Czekam na kolejne części :) ]
OdpowiedzUsuńSilas Mulciber
W ciągu tego tygodnia będą pojawiały się stopniowo i mam nadzieję, że nie tylko się spodoba, ale i może zaskoczy c:
UsuńJa chciałam skomentować jako pierwsza, ale oczywiście wyszło, jak wyszło i zanim zrobiłam sobie herbatę, wzięłam żarełko, zagrałam w monopoly na kurniku to już była pora na trudne sprawy, magisterkę i pójście do pracy, także tego. Już się jednak w trybie natychmiastowym poprawiam.
OdpowiedzUsuńI poprawiam też 'litrówkę'-'było zdecydowanie za wcześniej' :D I coś mi nie pasuje w zdaniu 'Ruszyła delikatnie, jednak stanowczo ramieniem, chcąc wyswobodzić się z jego chwytu.' Chyba lepiej brzmiałoby 'Ruszyła ramieniem delikatnie, a jednak stanowczo, chcąc...', bo po prostu w pierwszej chwili myślałam, że ruszyła w sensie poszła sobie, a to nie tak.
No już, już się nie czepiam, na koniec powiem tylko, że bardzo Was kocham, a miło jest zobaczyć w końcu jak ktoś się ładnie na randkę umawia, a nie przeżywa życiowe klęski <3
Mads, przed Tobą jeszcze dwie części! Może, a nuż trafisz i skomentujesz jako pierwsza – jeszcze nic straconego! :D
UsuńJuż poprawiam tę literkę, co to się tam na końcu zaplątała. Co do samego spornego zdania to za zgodą Czekoladki zmieniam c:
Mads ♥
Będę wypatrywać :) Jest cudownie, piszcie dalej!
Usuń