— Zechcesz być moją walentynką? — stanął pewnie naprzeciwko Julie, odgradzając jej tym samym drogę ucieczki. W swoich dłoniach trzymał kartonowe pudełeczko w kształcie serca, w którym ukryty był drobny podarunek dla jego wybranki. Obserwował uważnie reakcję dziewczyny, to w jaki sposób na niego spoglądała, jak się uśmiechała, jak delikatnie przechylała głowę na prawy bok patrząc na niego spod lekko zmarszczonych brwi. Na jej ustach wciąż tkwił radosny uśmiech, który według proroctw Angusa, dzisiejszego dnia nie miał zniknąć nawet na kilka sekund. — Dobrze wiem, że chcesz, więc nie odpowiadaj — oznajmił, wciskając szybko w jej dłonie małe pudełko. Kiedy je porządnie chwyciła, Puchon machnął delikatnie różdżką, a różowa kokarda ozdabiająca kartonik zaczęła się samoistnie rozwiązywać. Gdy już opadła na ziemię, wieczko uniosło się w górę, a spojrzenie Julie nagle rozpromieniło się.
— Angusie Armstrongu! — w jednej chwili całe zadowolenie zniknęło z jej buzi robiąc miejsce gniewnemu wyrazowi. Ciemnowłosy chłopak rozszerzył szeroko oczy i niepewnie zrobił krok do przodu, chcąc się upewnić czy w środku znajduje się to, nad czym przez kilka ostatnich dni sprawował staranną opiekę. — Czy ty czasami używasz tego czegoś, co skrywasz pod tym ciemnym buszem i twardą skorupą?
Stał jak wryty przed dziewczyną nie mogąc zrozumieć jej reakcji. Przecież jego prezent był najlepszy. Dobrze wiedział, że nikt inny nie dałby jej tego. Nie tylko dlatego, że było to cholernie trudne do zdobycia, ale nikt poza nim nie wiedział o tym eliksirze. A raczej o tym, że Julie tak bardzo go pragnie. Cały czas przekonany, że gdy otworzy wieczko i ujrzy jego wnętrze rozpromieni się jeszcze bardziej, chcąc mu podziękować, uwiesi się na jego szyi, składając słodkie pocałunki na jego zaczerwienionych policzkach. Nic takiego nie miało miejsca. Zamiast tego, dziewczyna sprawiała wrażenie wściekłej, chcącej wydrapać mu oczy.
— Ale… Przecież, właśnie tego chciałaś prawda? — jego pewność siebie zniknęła, chowając się gdzieś daleko. Bezstronny obserwator był w stanie dostrzec jak wyprostowany Angus, zaczyna nagle maleć pod wpływem surowego spojrzenia Gryfonki. Naprawdę nie miał pojęcia o co jej chodziło. Przecież się postarał i zdobył dokładnie to o czym marzyła — był tego pewien.
— Oczywiście, że tak — oznajmiła nagle, wyciągając z kartonika małą, przeźroczystą fiolkę, w której znajdowała się czerwona ciecz. Trzymała ją w swoich dłoniach jak najcenniejszy skarb, a Angus w ogóle się temu nie dziwił. Doskonale wiedział jak bardzo chciała dostać ten eliksir w swoje ręce. Jako jej najlepszy przyjaciel nie mógł jej przecież zawieść. — Ale rozumiesz co ty tak właściwie zrobiłeś? — uniosła pytająco brew, chwytając się jedną dłonią za bok. W drugiej wciąż ściskała szklane naczynie.
— Uszczęśliwiłem Julie, która będzie musiała porządnie mi się odwdzięczyć.
— Angus, ty… Lepiej powiedz skąd to masz.
— Po prostu dobrze się rozejrzałem dookoła. Zapytałem kogo trzeba i. Tadam. Jest, w twoich dłoniach. Tam, gdzie powinno być już od dawna.
— Jeżeli ktoś się dowie… Będziemy mieli kłopoty. — wyszeptała cicho, nie odwracając spojrzenia od uśmiechniętej buzi Angusa.
— Trudno — wzruszył tylko ramionami i nie czekając dłużej, podszedł bliżej do dziewczyny i mocno ją objął. Zaciągając się zapachem jej włosów, poczuł delikatne zawroty głowy. Uwielbiał zapach jej truskawkowego szamponu, który zawsze działał na niego w ten sam sposób.
— Przestań — mruknęła cicho, odsuwając się na pół kroku. Sprzedała mu pstryczka w czoło. Słysząc ciche jęknięcie wydobywające się z ust Puchona, zaśmiała się perliście. — Jeszcze ktoś zobaczy. Zachowuj się jak przystało, Angusie.
— Nie udawaj takiego niewiniątka — zaśmiał się i ignorując wszystkie jej sprzeciwy, zarzucając ramię na jej szyję, przyciągnął ją bliżej siebie i bez chwili zastanowienia, ułożył dłonie na rumianych policzkach dziewczyny, składając pocałunek na jej czole. Nigdy nad niczym nie zastanawiał się dwa razy, nie rozmyślał nad konsekwencjami, które mogły go spotkać. Po prostu robił to na co miał ochotę. I tak doskonale wiedział, że nie ma już kogo więcej zawieść. Rodzice i tak nienawidzili go już od pierwszego dnia szkoły, gdy został przydzielony do Hufflepuffu. Angus nie był jednak typem człowieka, który by się tym wszystkim przejmował. Wolał zrzucić troski na drugi plan, a na pierwszy wysunąć wszystkie swoje dziecięce te śmiałe, duże i małe marzenia.
— A ty przestań zachowywać się jak dziecko — Julie spoważniała nagle, jednak tym razem nie próbowała uciec z jego objęć. Wręcz przeciwnie, nagle przysunęła się bliżej, ciasno wtulając się w jego tors. Mimowolnie uśmiechnął się i podpierając brodę na głowie dziewczyny, wzmocnił uścisk swoich ramion. — Naprawdę Angus, chociaż odrobinę pomyśl o przyszłości. Zdecyduj się w końcu co chcesz robić po ukończeniu szkoły…
— Przecież cała moja przyszłość jest już zaplanowana, zapomniałaś? — wtrącił się szybko dziewczynie w słowo, nim zdążyła dokończyć zdanie. Nie miał ochoty tego dnia wysłuchiwać takich słów. Chciał, aby ten jeden dzień był naprawdę beztroski. — Tylko mi nie mów, że naprawdę zapomniałaś o naszych planach, Julie.
— O naszych planach?
— Zapomniałaś o domku na szczycie pagórka i o codziennym wpatrywaniu się w błękit nieba? O kolacjach przy świecach i winie przy kominku?
— To są twoje plany. Nigdy mnie nie zapytałeś co tak naprawdę o tym wszystkim myślę.
— Nie bądź taka poważna. Przed nami całe życie, przyjdzie odpowiedni czas na bycie dorosłym.
— Nic nie rozumiesz — burknęła obrażona, próbując wyswobodzić się z jego objęć.
Sam chłopak zmarszczył brwi i nie walcząc dłużej z dziewczyną, po prostu ją puścił. Przyglądając się jej przy tym uważnie. Zagryzł lekko policzek, marszcząc czoło przez co pojawiła się na nim duża zmarszczka, nie zwiastująca niczego dobrego.
— Naprawdę chcesz się zachowywać w taki właśnie sposób?
— To, że chcę mieć normalne życie to coś złego? Zastanów się.
— Dobrze wiesz co mam na myśli — chwycił jej nadgarstek, nie pozwalając jej tym samym na ucieczkę. Doskonale wiedział, że gdyby tego nie zrobił zaraz zniknęłaby mu z zasięgu wzroku. Znał Julie już kilka lat, nawet jeżeli nie chciał robić tego specjalnie, potrafił przewidzieć jej zachowanie. — Naprawdę mamy jeszcze dużo czasu na myślenie o przyszłości. Cieszmy się chwilą, bawmy się póki jeszcze możemy. Julie, proszę cię.
— Nie chcę.
— Czego nie chcesz? Powiedz wprost czego nie chcesz. Mnie? Naszej, wspólnej przyszłości czy może jest coś innego, co sprawia, że zachowujesz się tak, a nie inaczej?
— Po prostu nie chcę, Angus, daj mi spokój.
— Oddaj eliksir — zażądał, wyciągając przed siebie dłoń. Wiedział, że nie zrobi tego dobrowolnie. Dlatego zrobił jeden większy krok. Pomimo jej sprzeciwu, objął ją od tyłu i wsunął dłoń do kieszeni szaty. Zacisnął w pięści szklaną fiolkę i puścił dziewczynę.
— Angus, proszę… Nie rób nic głupiego, wiesz jakie to dla mnie ważne.
W tym momencie siedemnastoletni Puchon zacisnął nieco mocniej pięść i z całej siły rzucił fiolkę na ziemie. Szkło rozbiło się na kilkadziesiąt drobnych kawałeczków, a czerwony płyn rozlał się po kamiennej podłodze.
— Czy… Czy ty… Angus dobrze wiesz jakie to było dla mnie ważne! — oczy dziewczyny zaszły się łzami. Zacisnęła mocno piąstki i podeszła śmiało do Puchona, okładając jego tors pięściami.
— Skoro mi się udało go zdobyć, sama poradzisz sobie równie dobrze — mruknął, lekko ją od siebie odpychając. Był zły, dotychczas był pewien, że dziewczyna pragnie tego samego co on. — Julie… Ja po prostu chciałem spędzić z tobą resztę życia, ale ty wiecznie wymyślasz, wiecznie wybrzydzasz, ciągle coś ci przeszkadza…
— Bo co? Bo chcę od życia czegoś więcej niż wieczne oglądanie obłoków i ciągłe nic nie robienie? Bo chcę spędzić życie z mężczyzną, a nie przerośniętym chłopcem?
— Nie. Po prostu nie potrafisz zrozumieć, że na powagę przyjdzie jeszcze czas Julie. Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Nie mam ochoty słuchać o tym, że powinienem myśleć o przyszłości, o pracy, o rodzinie. Julie, moi rodzice skutecznie uniemożliwią mi wszystko to, czego tak naprawdę będę pragnął. Więc…
Przerwał na chwilę, aby wziąć głęboki oddech. Przymknął delikatnie powieki, próbując uporządkować wszystkie swoje myśli. Chciał jej powiedzieć coś bardzo ważnego, jednak nie był przekonany czy ten moment jest tym odpowiednim.
— Powinieneś im właśnie pokazać, że jeżeli bardzo chcesz to możesz.
— Julie. To czego pragnę najbardziej na świecie… Boję się, że oni to zniszczą, więc… Więc po prostu pragnę jeszcze nie dorastać.
— Nie jesteś Piotrusiem Panem, Angus. Pogódź się z tym wreszcie i pomyśl o wszystkim tym co masz. O tych wszystkich ludziach, którzy wciąż są obok. Ja, ja mogłabym za tobą poczekać, tylko… Dorośnij w końcu, Angus.
Konkurs: Walentynki.
Liczba słów: 1313
Hasła: prezent, 14 luty, około 30 minut, południe, korytarz w pobliżu sali od eliksirów, relacja na żywo. W sumie ani to życiowa klęska, ani happy end. *punkty proszę przepisać na konto Krukonów.
O, kurde. Ale tytuł mega adekwatny do treści xD Angus to taki dzieciak, że ja pierdziulę! Chyba, że tutaj był tak przedstawiony, bo nie wiem jak w innych wątkach. Rozumiem Julie i w sumie dobrze, że mu powiedziała, że jest przerośniętym berbeciem. Jakby nie patrzeć - tak się zachowuje. Eliksir poszedł w pytę, a jego ofiarodawca zachował się bardzo dojrzale. Kurde. Angus. Serio jesteś dziwnym człowiekiem.
OdpowiedzUsuńNotkę przeczytałam raz dwa z odpowiednią muzyką w tle i zostaje mi tylko napisać, że tak to ja lubię! :D Niby mało akcji, ale jest napięcie, jest kłótnia, jest stłuczone szkło! Fak je! No, Czekoladko. Pięknie, pięknie :D Takich to ja mogę czytać duużo!
Uwielbiam dobrze rozbudowane dialogi, a Ty świetnie je napisałaś :) Z początku nawet mi było szkoda Angusa, ale potem szybko mi minęło. Nie wiem jak określić owego Pana, niby taki dzieciak, a jednak można w nim odszukać dojrzałość adekwatną do wieku. Razem z muzyką czytało mi się niezwykle przyjemnie i trochę się rozczarowałam, gdy doszłam do końca notki :D Gratuluje bardzo dobrze napisanej notki! :3
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta notka. Pomimo tego że jest krótka, to wydaje mi się, że niczego w niej nie brakuje. Rozumiem Angusa i to dlaczego się zdenerwował, ale niszczenie prezentu to strasznie nietaktowne. Trzymam jednak stronę Julie, bo kiedyś w końcu trzeba dorosnąć :)
OdpowiedzUsuńWięcej takich notek :)
Najpierw kilka słów, które muszę napisać, bo mnie zamęczą: Jak ta laska mnie wkurzała od samego początku opowiadania. Ja rozumiem, że ona chcę, aby Angus wydoroślał czy coś, ale zachowuje się trochę jak rozpuszczona księżniczka, czego nie lubię strasznie, łeh. Mam dzisiaj dziwny humor i to pewnie dlatego aż tak ją znielubiłam :'') Ale opowiadanie jest super oczywiście! Wczułam się trochę jak w film i przeczytałam strasznie szybko (mimo zachowania Juli), nawet za szybko. Cudownee! <3
OdpowiedzUsuńJulie naprawdę da się lubić. Może rzeczywiście odebrałaś ją tak negatywnie przez swój nastrój :) Ale tak naprawdę to i Julie, i Angus zachowują się jak takie dzieciaczki.
UsuńCieszę się bardzo, że Ci się podoba <3
Bardzo fajnie przedstawiłaś bohaterów i ich emocje! Nie bardzo rozumiem, co tak wkurzyło dziewczynę w tym eliksirze. Oznaczał coś ważnego dla ich przyszłości?
OdpowiedzUsuńGdzieś brakuje przecinków, ale nie rzuca się to w oczy. Przyglądając się jej przy tym uważnie. Zagryzł lekko policzek, marszcząc czoło przez co pojawiła się na nim duża zmarszczka, nie zwiastująca niczego dobrego. - tutaj chyba lepiej by to wyglądało, gdybyś napisała po prostu Przyjrzał się jej uważnie.
Moim zdaniem oboje są trochę dziecinni ;) Ale w tym wieku to norma.
Czekam na kolejne notki! :))
Eliskir jest niezwykle ważny dla Julie, odgrywa w jej życiu ważną rolę ze względu na pewne wydarzenia z przeszłości - niestety nie napiszę Ci nic wprost, bo Julie jest już na blogu i nie wiem dokładnie co planuje jej autorka w związku z tą historią. Buzia na kłódkę.
UsuńPrzyznam szczerze, że to ta podlinkowana piosenka wprawiła mnie w taki dość śmieszny nastrój, przez co Angus został pokazany tak, jak został pokazany. Masło maślane, ja wiem.