Żadne z nich
nie miało obstawionej randki na ten wieczór. Ani Prim, Anna, Bellamy, Joe czy
Matt. Nie wyglądali też na takich, którzy migdaliliby się gdzieś pod jemiołą z
gołąbkami nad głową. Więc umówili się, że ten dzień - czternastego lutego
spędzą wspólnie przy partyjce pokera. Zabiorą jakiś alkohol, talię kart i
papierosy. Zebrali się w sali od eliksirów koło dziewiątej popołudniu, zsunęli
kilka stołów razem i zaczęli grać. Jak to zawsze w tym towarzystwie musieli
napomknąć, że są Walentynki. Nie wiadomo kto zaczął pierwszy opowiadać o swoich katastrofalnych randkach związanych z połową lutego. I tak już poleciało. Gdy
doszło do Harrisona, ten oznajmił, że nie ma zamiaru o tym wspominać.
- Jeśli nie powiesz, usiądę na ciebie i nie będzie tak miło
- rzucił Samuel, pochylając się przez stół w stronę Matta. Wszyscy się
roześmiali, jednak dopiero po kilku minutach chłopak w końcu
skapitulował.
- No, niech będzie... - mruknął, odgarniając włosy i bawiąc
się żetonem. - To było rok temu. Spędzałem ten czas w domu, bo mieliśmy
rodzinne sprawy. Tak naprawdę chodziło o zabawę. Szedłem na urodziny jako
partner pewnej dziewczyny z sąsiedztwa.
- Jak się nazywała? - rzuciła Prim, podnosząc do ust
szklankę z ognistą, którą przemycili.
- Rosalie Becket.
Matthew otworzył jej drzwi starego forda, którym jeździł
jego stryj. Ojciec był często zajęty wychowywaniem i chwaleniem swojej jedynej
córki, więc nie dziwne, że mały Matthew skierował się do innego człowieka,
który zastępował mu rodzica. Brat pana Harrisona był policjantem i obiecał, że
zawiezie i odwiezie dwójkę dzieciaków na potańcówkę. Chłopak był mu wdzięczny,
bo jego fiat był jeszcze niesprawny, a w dodatku wolał nie wracać po pijaku.
- Rosalie, wyglądasz prześlicznie.
- Dziękuję panu, panie Harrison - odpowiedziała dziewczyna,
poprawiając koktajlową sukienkę. Zaraz za nią wskoczył do radiowozu Matt i
spojrzał na stryja.
- Gotowy?
- Jedziemy! – rzucił chłopak, roztrzepując grzywę.
- Chwila! Zabrałeś dziewczynę radiowozem na imprezę? Jak
romantycznie... - mruknął Bellamy, za co zaraz dostał z łokcia od
Primrose.
- Nie przeszkadzaj - syknęła dziewczyna, po czym dała znak
Matthew, żeby kontynuował. Ten uśmiechnął się do niej blado.
Samochód zatrzymał się pod schodami prowadzącymi do willi, w
której odbywały się urodziny ich znajomej. Starszy Harrison odwrócił się do
bratanka i mruknął, żując gumę:
- Północ pasuje?
- Daj spokój - odpowiedział Matt, uśmiechając się pod nosem.
- Rozmawialiśmy o tym, że do pierwszej trzydzieści możesz spokojnie nas
odebrać.
- Niech będzie - zgodził się policjant, nie mając absolutnie
za złe późniejszej pory. - Pierwsza trzydzieści. I tylko dlatego, że ci ufam! -
dodał, wskazując palcem chłopaka. Zanim ten wysiadł, został jak zwykle
porządnie poczochrany. Matthew odrzucił przydługawą grzywkę, kręcąc głową i
obszedł samochód. Niestety nie udało mu się zostać gentelmanem, bo Rosalie już
stała na pierwszym stopniu schodów.
- Bawcie się dobrze, dzieciaki! - rzucił policjant do dwójki
szesnastolatków, wyjmując głowę przez okno radiowozu.
- Na razie!
- Do widzenia - pożegnała się dziewczyna i uśmiechnęła do
chłopaka, słysząc dość głośną muzykę dobiegającą z domu.
- Cholera! Bellamy! - Anna krzyknęła na Gryfona, który
właśnie udawał, że śpi.
- Dobra. Wychodzę - rzucił zirytowany Matt, wstając od
stołu.
- No, czekaj... - Sam podniósł nagle głowę. Nie ukrywał, że
zaskoczyła go reakcja przyjaciela. - Tylko żartowałem... – dodał z mieszanymi
uczuciami.
- Hej. Jeśli nie chcesz opowiadać swojej historii, nie
musisz - wtrącił się Joseph po chwili niezręcznej ciszy. Wszyscy patrzyli po
sobie, nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie - mruknął już spokojnie Harrison. – Chcę ją skończyć.
Gdy weszli do środka, impreza trwała już w najlepsze, a
pijane nastolatki latały po schodach i skakały jak koczkodany wypuszczone z
klatki. Jacyś goście na piętrze urządzali prawdziwą orgię przemieszaną z
szerzącym się alkoholizmem, narkomanią, a nawet rozwijaniem swych zdolności
humanistycznych w Kąciku Poetyckim, o ile ktoś posiadał tego typu preferencje.
Rosalie musiała pokazać chłopakowi na migi, że trzeba poszukać jubilatki.
Dotarcie na salony nie było jednak tak proste jak się początkowo wydawało. Czterdzieści osób w jednym miejscu nie było najlepszym pomysłem. Czy gdzieś
tutaj rozdawali darmowe dorsze czy jak, że tyle ludu przylazło? Przepychał się
przez tę dżunglę, gdy nagle uświadomił sobie, że zgubił Rosalie. Szanse
znalezienia jej w tej dziczy graniczyły z cudem, więc jedynym sensownym
rozwiązaniem było spytanie któregoś z chłystków, gdzie jest alkohol.
- W kuchni, stary. W kuchni.
Towarzystwo bawiło się naprawdę nieźle, chociaż puszczana
tam muzyka kalała wyczulone bębenki słuchowe Harrisona, który oddałby wiele,
żeby móc poszaleć przy Cypress Hill, Kornie albo Guns N' Roses. Właśnie wracał
z kuchni, gdy przy schodach zebrał się spory tłum.
- Zrobię to, przysięgam! - wrzasnął jakiś blondyn do
spiętrzonej wokół niego rzeszy panienek oraz zaintrygowanych tudzież lekko
zdegustowanych kolesi. Ze szklanką whisky Matt oparł się o filar, bacznie
obserwując kolejne poczynania niezwykle inteligentnego osobnika.
- Śmiało, Wrecksler! Dasz radę, misiu! – pisnęła jakaś
blondynka, unosząc wysoko ręce. Blondyn stał u szczytu schodów, a konkretniej
na pewnego rodzaju balkonie widocznym z dołu. Pomieszczenie nie było aż tak
ogromne, by jego cel traktować z góry jako całkowicie niewykonalny. - Jak ci
się uda to dostaniesz prezent!
Szaleńczy aplauz rozniósł się po zebranych. Gość ostatecznie
puścił się i przeleciał nad ich głowami, chwytając się grubej liny zwisającej z
zasłony, po czym zjechał po niej na dół jak zawodowy Desperado. Większość, jak
nie całość, tłumu natychmiast popędziła w kierunku miejsca, gdzie wylądował ten
dzikus.
- Do jasnej anielki! Przeżyłeś?!
- Że ja bym nie przeleciał?! - odparł oburzony blondyn,
podniósł tyłek z podłogi, po czym oznajmił, że idzie do łazienki, przy okazji
zostawiając swoich wiernych fanów z dość solidnie zaskoczonymi facjatami.
Przedtem jednak jego dziewczyna sprezentowała mu ostentacyjny pocałunek w
nagrodę za jego głupotę.
Po tej jakże interesującej scenie Matt poszedł szukać
Rosalie. Znalazł ją pośród tłumu panienek i już się nie rozstawali do końca
przyjęcia, które trwało krócej niż się spodziewali. Rozzłoszczeni sąsiedzi wbili
z kijami baseballowymi i narobili hałasu.
- Czekaliśmy na schodach już ponad godzinę, gdy zajechał
radiowóz. Wstałem, żeby uprzykrzyć życie stryjowi, gdy okazało się, że to nie
on był w samochodzie. Wysiadł jego partner i komendant. Powiedzieli, że stryj
miał wypadek. Jakiś dzieciak nie chciał zapłacić mandatu i postrzelił go.
Gnojek odjechał, pozwalając mu się wykrwawić. Jego partner powinien go
osłaniać, ale został w aucie.
Harrison umilkł, wzdychając głęboko. Przejechał dłońmi po
obu stronach twarzy, zupełnie jakby chciał się pozbyć zmęczenia. Spojrzał po
grupie przyjaciół, którzy kompletnie zbici z tropu, słuchali każdego słowa
padającego z jego ust.
- Cieszę się, że wam to powiedziałem.
Gryfon odchrząknął, ponownie siadając na krześle.
- I już wiecie, dlaczego nienawidzę
Walentynek - odarł Matt, zgarniając karty.
Udział wzięli (w porządku alfabetycznym)
- Anna Fairchild
- Joseph Fitz
- Matthew Harrison
- Primrose Oberlin
- Samuel Bellamy
I don't like it, ale niech będzie. Mam nadzieję, że całokształt jest zrozumiały. Dupy nie urywa, wiem. Dziękuję za pozwolenie na umieszczenie postaci ich Autorom ;) Dramaty to nie moja specjalność jednak ;D
♥ MIEJSCE
DO WYBORU:
—sala od eliksirów
♥ CZAS
AKCJI:
— 14 lutego.
180 minut.
♥ HASŁA:
— randka;
prezent;
♥ ZAKOŃCZENIE:
— życiowa klęska.
♥ FORMA:
— wspomnienie/relacja na żywo
♥ INNE:
- 21:00
do północy
♥ LICZNIK SŁÓW
- 1083
[Pozostaje mi tylko trzymać kciuki, by postrzelenie nie okazało się na tyle poważne, by skończyć się zgonem, bo tego bym nie chciała. Byłoby mi jeszcze bardziej przykro :< Bardzo fajnie, że była zgoda na większe grono ludzi, zawsze notka jest przyjemniejsza i nabiera miłego realizmu, gdy widzimy, że nasza postać rzeczywiście przeżywa coś z większą grupą osób, a nie tylko w wątkach 1 na 1 :) Całokształt bardzo zrozumiały, nawet wyobraziłam sobie te otwarte buzie i twarze zastygnięte w zasłuchaniu! Nie wiem do czego się przyczepić, więc przyczepię się do "z czterdzieści ludzi" nie jestem zbyt dobra w te klocki, więc nie wiem czy nie powinno był "około czterdziestu/czterdzieścioro ludzi", tak by chyba po prostu lepiej brzmiało, ale poza tym nie mam się do czego przyczepić, więc uśmiecham się ładnie, kończę pić kawę i dziękuję Ci bardzo za przyjemną notkę! :)]
OdpowiedzUsuńWszystko poprawione. I powiem Ci, że chciałam to poprawić, ale potem zapomniałam ;D Stryjaszek umarł, ale jak widać nie napisałam tego wprost... No, cóż. Niech to będzie sprawa własnej interpretacji ;) Dzięki Mads za przyjemny komentarz, kłaniam się i dziś spróbuję nam coś wykombinować. O ile nie zasnę.
UsuńNa początku miałam problem – kim jest Samuel? Ważna postać, bo, nie licząc oczywiście Matthew, mówi najwięcej, ale skąd on w ogóle się tam wziął? Na początku został nam przedstawiony jako Bellamy, potem imię i nazwisko było używane wymiennie, ale nie mogła wiedzieć, że to personalia jednej osoby, więc skąd ten niewymieniony wcześniej Samuel? Dopiero dopisek odautorski z podziękowaniami wyjaśnił to, co mnie skonfundowało. :P
OdpowiedzUsuńopowiadać o swoim katastrofalnych randkach związanych z połową lutego – o swoich
brat Elody – to pewnie forma synonimu, żeby nie powtarzać Matthew czy Matt, ale nie jestem do niej przekonana. Elody nawet tutaj nie ma, a raczej nie jest bardziej znana od Matta, a już na pewno nie w gronie jego kumpli. Powszechnie Matt też funkcjonuje jako Matt, a nie "brat Elody" (tym bardziej, że to młodsza siostra, nie?), z kontekstu nie wynika nic, co by uzasadniło użycie takich słów. Ale okej.
Zaskoczyła mnie ta notka, więc zapewne osiągnęłaś taki efekt, jaki osiągnąć chciałaś. Spodziewałam się, że randka, o której opowiadał Matt, zakończy się jakąś katastrofą, ale raczej taką bezpośrednio związaną z jego towarzyszką, jakaś zdrada, jakiś zawód miłosny, coś w tym stylu. W sumie... dla Matthew wielka szkoda, że nie tak się ten dzień zakończył. A więc to pierwsza rocznica śmierci jego stryja. Przykre.
Dobrze, że nie czytało się źle, ale przyjemnie. ;)
Poprawione :) Wszystko poprawione :D Dziękuję, że tak wnikliwie czytałaś. Samuel i Bellamy... No w sumie to masz rację. Tak to już ze mną jest, że przyzwyczaiłam się do tego przyjaciela Harrisona i rzucam nim na prawo i lewo ;) Miło mi, że jednak notka nie skończyła się tak jak myślałaś. Nie chciałam też się rozpisywać niewiadomo jak długo. Dlatego koniec nastąpił tak szybko. I kamień z serca. Skoro mówisz, że czytało się przyjemnie, to chyba tak być musiało ;)
UsuńMuszę nadmienić, że nie spodziewałam się, iż notka walentynkowa twojego autorstwa będzie...smutna. Jestem w szoku. Przeczytałam jednym tchem, ale cały czas miałam gdzieś z tyłu głowy, że będzie to zabawna historia nieudanej randki lub innej miłosnej katastrofy, a tu proszę! Ciekawy pomysł, kompletnie nieprzewidywalny za co ogromny plus. Błędów nie wytykam bom ci ja niekompetentna XD Podobało mi się. Weny życzę do kolejnych opowiadań :*
OdpowiedzUsuńDzięki, siostra ;) Właśnie chciałam zrobić coś, co nie będzie stereotypowym wątkiem Matta. Bo przecież nie każdy zawsze jest szczęśliwy. Jednak wrócę w wątkach do tej najczęstszej i wcale nie nieprawdziwej twarzy Harrisona :D Dziękuję C bardzo za poświęcony czas na czytanie <3
UsuńNo więc, jestem już w domu i mogę spokojnie skomentować. Nie wiem czy jestem zadowolona, że Joe wystąpił w takiej smutnej notce, ale z drugiej strony... Hej to oznacza, że nasi panowie będą się kumplować, jak już w końcu Ci odpiszę.
OdpowiedzUsuńOgólnie muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba Twój pomysł. Chociaż głęboko wierzyłam, że opowieść zakończy się zupełnie inaczej. W ogóle, byłam przekonana, że Twój post będzie radosny. Trochę to smutne, że wszyscy Hogwartczycy mają przykre doświadczenia z walentynkami.
Ej. Pozwoliłaś, żeby brał w niej udział, więc trudno! Było, minęło ;D Ja tam się cieszę, że wystąpił, bo też mam nadzieję na to, że się polubią ;)
UsuńO. No, proszę. Już kolejna osoba uważa, że ten element końcowy jest niezłym elementem zaskoczenia. Rozmawiałam też z jedną z Autorek i mówiłam, że wszyscy będą oczekiwać czegoś śmiesznego, a tu proszę. Matt pokazuje inną twarz. Ale tylko na to opowiadanie ;) Powiem, że ta notka może mi się nie podobać, ale dużo oddaje ode mnie. Dziękuję za skomentowanie i poświęcony czas ;)
Ogólnie to moją opinię na temat tej notki już znasz, dlatego powiem tylko, że piosenka rzeczywiście pasuje, tak samo jak gif, chociaż w jego przypadku chyba nie ma o to żadnych wątpliwości. Trochę smutne, że ten dzień kojarzy się Mattowi w ten sposób, ale co poradzić. :c A ja ciągle sądziłam, że to jednak ta dziewczyna będzie wszystkiemu winna! Pisz wincyj takich, wincyj!
OdpowiedzUsuńHah nie wiem czy będę pisała notki w tym stylu, jeśli w ogóle pojawią się jeszcze notki, a nie audycje do Gumochłona ;) Ale ale. Walentynki czas zacząć, a Molly nie śpi ;D
UsuńA ja myślałam, że tu będą jakieś szaleństwa i inne takie, no i się nieźle zaskoczyłam, ale nie zawiodłam, oczywiście C: Początek był w sumie zabawny i zupełnie nie spodziewałam się takiego zakończenia, myślałam bardziej o jakiejś zdradzie czy coś, ale tylko przez chwilę, bo to zupełnie nie byłoby w stylu dziewczyny, która spodobałaby się Harrisonowi i byłoby też zbyt przewidywalne, jak na Ciebie :D Ogólnie bardzo mi się podoba i nie ma co przedłużać, a jedynym problem dla mnie była tylko ta mała czcionka, no ale wada wzroku jednak życia nie ułatwia xD
OdpowiedzUsuńUprzedzałam, że Prim weźmie bierny udział w notce ;) Jednak cieszę się, że nie zawiodłam pod tym względem oczekiwań. Bo sama nie byłam pewna, co do tej notki. Wow! Wszystkich, którzy jak na razie skomentowali notkę, zaskoczyłam końcówką :D Super! Hah dokładnie. Gdyby było zabawnie, może i byłoby fajnie, ale chciałam dać Wam coś innego niż w wątkach. Pokazać inną twarz Harrisona. Co do małej czcionki - ustawiona jest na normalną, więc nie wiem dlaczego tak brzydko się zrobiła :/
UsuńSympatyczna notka. Błędów nie widziałam - poza "rozłoszczeni".
OdpowiedzUsuńFajny zwrot akcji na koniec... jeśli w ogóle można powiedzieć, że to jest fajne. Śmierć raczej nie jest fajna.
Pisz więcej, bo miło się czyta! :D
Dziękować, soap ;) No, widzę, że wszystkim się podobała końcówka. Znaczy nie w sensie fabularnym, a koncepcyjnym xD Już poprawiam i dziękuję raz jeszcze, chociaż nie wiem czy do tego dojdzie ;)
UsuńHm, dość smutny koniec, którego się nie spodziewałam - co nie zmienia faktu, że notka bardzo mi się podobała! Nastawiałam się na coś szalonego i właściwie ta notka jest szalona, tyle, że z "dramat endem".
OdpowiedzUsuńI napisz coś dla nas jeszcze!
There's shocking news in the sports betting world.
OdpowiedzUsuńIt has been said that any bettor needs to see this,
Watch this now or quit placing bets on sports...
Sports Cash System - SPORTS CASINO ROBOT